Kolczyk, tatuaż, dziurawe dżinsy… Jak się ubrać, nauczyciele?


Uncategorized / czwartek, październik 8th, 2015
Miałam napisać o Strofach o późnym lecie Tuwima. Miałam wstawić świetne obrazki dzieci z klasy VI. Miałam pochwalić uczniów uczących się polskiego w Kanadzie. Ale spojrzałam w lustro…
Kiedy zaczynałam pracę nauczycielki języka polskiego (i asystenta na filologii polskiej) jednym z moich zmartwień było: w co się ubrać do pracy? Prawdę mówiąc, od czasu da czasu nadal mam takie dylematy. Jadąc na Białoruś zastanawiałam się, czy moje sukienki nie są zbyt dresowe do prowadzenia lekcji. Okazało się, że nie. To spodnie pani, z którą współprowadziłam warsztaty, wywołały zdumienie białoruskich nauczycielek… Pakując się do Kanady, tak na wszelki wypadek, oprócz martensów, wzięłam też czółenka. Przydały się raz… Na wyjście na koncert muzyki poważnej. W tamtejszych szkołach nauczycielki były ubrane zwyczajnie (dżinsowe spodnie, koszulki, swetry) lub bardziej elegancko (wysokie buty, spódnice, marynarki). Niestety, nie zdążyłam porozmawiać z nimi o dress code w pracy.
Niedawna rozmowa ze studentką-praktykantką sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, na ile nauczyciel może sobie w sprawie ubioru pozwolić. Ile kolczyków może mieć? Czy wypada zrobić sobie tatuaż? Czy wolno mi przyjść do pracy w modnych (czasem modnych, czasem nie…) spodniach z dziurami? Szary sweterek czy modna asymetryczna bluza w ostrym kolorze? 
A może najlepiej by było, gdyby nauczyciele nosili mundurki?
Jak jest u Was w szkole? Czy do szkoły wybieracie bardziej formalne ciuchy? A może nie ma to u Was większego znaczenia? 
Czy istnieje coś takiego jak nauczycielski dress code?
Piszcie, czekam na Wasze odpowiedzi :). I dodaję, że w prawym uchu od czasów studenckich noszę dwa kolczyki…

33 Replies to “Kolczyk, tatuaż, dziurawe dżinsy… Jak się ubrać, nauczyciele?”

    1. Dzięki! Obejrzałam Twoje obrazki, podobają mi się :). Czy koleżanki/koledzy z pracy też je mają? I czy dyrekcja sugerowała Ci kiedyś, żebyś może zakryła to i owo? Praktykantce, którą się z uniwerku zajmowałam, odmówiono przyjęcia na praktykę. Tzn. w zasadzie w czerwcu ją przyjęto, a we wrześniu kazano wyjąć kolczyki z twarzy i zębów. Rozwiązanie? Za moja radą i zgodnie ze swoimi przemyśleniami znalazła inną szkołę. Wszytko dobrze się skończyło. Ale od tej pory o kwestii stosowności wyglądu n-la myślę…

    2. Mam ogromne szczęście pracować w miejscu, w którym wygląd nie odgrywa aż tak dużej roli. Kiedyś Dyrekcja powiedziała, że świat nie stoi w miejscu i nie może nam zabroni bycia sobą 🙂 Chyba po prostu ceni nas za wykonywaną pracę (to takie proste). Przez długi czas pracowała z nami dziewczyna o równie niecodziennym wyglądzie. Odeszła, ale ten wybór nie był podyktowany wymogami dress codu.

    3. Hmmm. Prowadzę zajęcia na uniwersytecie oraz szkolenia w różnych firmach i … mam tatuaż na nodze, konktretnie na łydce, I nie jest to żadnym problemem. Noszę spódnicę i szpilki i jeszcze nikt mi nie zwrócił uwagi. Tylko raz paliła mnie noga od uporczywego gapienia się na nią ale było to podczas spotkania w wysokim urzędzie państwowym. Poza tym zero pytań i komentarzy ale również jakby "złych wzroków". A jeśli chodzi o studentów to mam bardzo dobry kontakt z nimi ale myślę, że nie jest to spowodowane moją dekoracją nogi tylko moim podejściem do nich oraz prowadzonych (a jakże) ciekawych zajęć.

    4. Jak napisała niżej Munik – strój po pewnym czasie i tak staje się tylko dodatkiem do nauczyciela. To nie strój stanowi o ciekawych zajęciach, a treść i sposób jej przekazywania. Więc na wierzchu mamy osobowość, nie ciuchy :).

  1. Ja uważam, że każdy nauczyciel powinien przychodzić do pracy w tym czym się czuje dobrze. Jestem przeciwna zakzywaniu kolczyków itp. To jest indywidualizm każdego człowieka a uczniowie powinni nas szanować za to jacy i kim jesteśmy a nie za to w co jesteśmy ubrani. To, że ktoś ma na sobie garsonke lub szary wyciągnięty swetr nie świadczy, że jest lepszym nauczycielem od osoby w jeansach z dziurami lub z kolczykiem w brwi. Często każdy myśli, że nauczyciel powinien chodzić ubramy jak "szara myszka" a to nie prawda. To że mało zarabiamy nie oznacza, że nie możemu modnie i fajnie wyglądac tym bardziej jesli to nie wplywa na nasza prace. Ania

  2. A ja tak zapytam – Jak chodzicie ubrani na zebrania z rodzicami?

    Ja zauważam że w mojej szkole na co dzień nauczycielki chodzą w tunikach, bluzkach, dżinsach, a rzadziej w spódnicach czyli na luzie. Nauczyciel to koszula weekendowa i spodnie. Nie widzę dla nauczyciela marynarki – już widzę białe fleje po kredzie na całym ubraniu… (nie wszędzie doszła jeszcze tablica suchościeralna – ale to dobrze 😉 ).

    Na zebrania nagle Nauczycielki ubierają kreacje jak na kolację w restauracji, nauczyciele jak nie w marynarkach to chociaż w koszulach wyjściowych. Ja tak na to patrzę i się dziwię – okej występujemy jako przedstawiciel oświaty itd. Ale w pracy na codzień wszystko jest bardziej casual a na zebrania rodzice raczej też się nie stroją….

    1. O, u mnie jest podobnie, ale jednak trochę mniej wieczorowo… Na co dzień ubieramy się właśnie bardziej casualowo, ale jeśli ktoś do szkoły chodzi w dżinsach i t-shircie albo bluzie czy wielkim swetrze (jak ja), to na zebrania na ten t-shirt zarzuca marynarkę lub zamiast bluzy dresowej wkłada bluzkę lub sweter, a zamiast butów sportowych baleriny. Ale nikt nie przesadza… Tylko Dyrektor na co dzień i od święta jest w garniturowych spodniach i koszuli. Ale on to chyba co innego :).

    2. Ojej… No nie wiem, u Szefa nawet dżinsy wyglądają tak elegancko… 🙂 Serio, nie zauważyłam… No i ostatnio jak go widziałam, to był w garniturze (ale tego dnia było chyba pasowanie pierwszaków, coś mi tak świta…). Poza tym jak siedzi przy biurku, to spodni nie widać, hehe.

    3. Na zebrania ubieram się tak, jak zwykle. Przecież część rodziców znam z codziennych spotkań na korytarzu, więc wiedzą czego się po mnie spodziewać 😀 A reszta, no cóż. Przy pierwszym spotkaniu zwykle przyglądają się z zaciekawieniem, a później też traktują mój wygląd jako normę 🙂

  3. Przyznaję, że nie lubię bardzo sztywnego dress code'u, więc nie widzę potrzeby, aby takowy wprowadzać dla nauczycieli. Zwykle strój wyraża osobowość 🙂 Niemniej uważam, że powinny obowiązywać podstawowe zasady, czyli czysto, schludnie, świeżo, nie za krótko, nie za duże dekolty – aby jednak nie odwracać uwagi uczniów od nauki.

  4. Ja lubię ubierać się przede wszystkim wygodnie i tak, by nie zmarznąć podczas odprowadzania młodzieży na autobus. Często pojawiam się w pracy w sportowych butach, kolorowych koszulkach i swetrach. U nas jest różnie, jedni lubią ubierać się "luźniej" inni od zawsze chodzą elegancko.

  5. Dobry wieczór (taka pora u mnie), postanowiłam skomentować, bo ten temat jest dla mnie, ach… ciekawy. Po kilku miesiącach pracy w szkole stwierdziłam, że chyba jestem urodzoną nauczycielką (o tak, przyszłam na świat 14.10.), bo wpasowałam się tak zwany przeze mnie (i stworzony chyba w mojej głowie) "teacher's style", a mianowicie: spodnie (w moim wydaniu dżinsy, ale takie grzeczne – bez dziur i większych odchyleń), koszula (ciągle mi się wydawało, że mam ich za mało), oszczędna biżuteria, włosy splecione lub spięte. Przy tym nie mogłam się nadziwić pewnej nauczycielce, która nosi raczej mocny makijaż, rozpuszczone włosy, podziurawione spodnie (nieraz z paskiem z wielką, błyszczącą klamrą), sportowe bluzki, a do tego trampki lub adidasy (obowiązkowo świecące – z cekinami, w srebrnym kolorze lub innym dającym się zauważyć) – całkowite przeciwieństwo mojego wyobrażenia…. W końcu jednak zmieściło mi się w głowie, że jeśli nie ubiorę kołnierza, to nie nie stracę notowań w żadnym rankingu, czyli mogę się ubrać z większą fantazją i czuć się po prostu ładnie, a także swobodnie. Oczywiście dopasowuję się do okazji. Wywiadówka to też okazja i ubieram coś z kołnierzem lub sukienkę (albo łączę). Podsumowując, uważam, że dress code nauczyciela jest taki, który nie stawia oporów w kontakcie z uczniami (przynajmniej przy pierwszym wrażeniu, bo po jakimś czasie i tak nas przejrzą i ubiór stanie się tylko dodatkiem) – jest schludny, ale niezbyt "zdystansowany" elegancją czy powagą, a także sprawiający, że sam nauczyciel czuje się wygodnie i swobodnie, czyli nie musi podczas lekcji niczego podciągać, naciągać, poprawiać, zakrywać. Tak szczerze to teraz unikam kołnierzy… I ubieram się tak, żeby nie stać się bohaterką takiego dowcipu (lubię go) 😉 :

    Idzie emerytowana polonistka przez molo… idzie, idzie… idzie… i nagle podbiega do niej mężczyzna…

    Krzyczy:

    – Dzień dobry Pani profesor!

    – Dzień dobry, ale jak mnie poznałeś?! – dziwi się nauczycielka

    – Pani profesor, pani sukienki nie da się zapomnieć! – odpowiada uczeń

    PS Czasem słyszę od uczennic coś w rodzaju: "ma pani ładną bluzkę", "gdzie pani kupiła ten sweter?" (pomijam "teraz wygląda pani lepiej niż w grzywce" 😉 ) i to jest dla mnie znak, że jeszcze nie stałam się polonistką z powyższego dowcipu.

    PPS Serdecznie pozdrawiam Panią Karolinę Jędrych – była studentka, Monika Brudny.

    1. Hihihih, uśmiałam się, dziękuję za dowcip :). Znałam go kiedyś, ale zapomniałam!
      Pani Moniko, cieszę się, że Pani pracuje w szkole, mam nadzieję, że wszystko się w pracy układa. Dziękuję za opisanie historii ewolucji swojego nauczycielskiego stylu. Ja w pierwszych latach pracy też jakoś tak bardziej elegancko chodziłam ubrana, ale to spowodowane było akurat fazą na vintage, nie zaś chęcią bycia elegancką panią w bluzce z kołnierzykiem :). Bardzo trafne są Pani uwagi o tym, że po jakimś czasie ubiór jest tylko dodatkiem do nauczyciela. No i na okazję rzeczywiście trzeba ubrać się nieco inaczej niż na co dzień.
      Pozdrawiam :).

  6. Ja wprawdzie nauczycielką nie jestem, ale się wypowiem 😉 Praktyki jako nauczycielka miałam, do szkół chodziłam…
    Generalnie do dziś pamiętam tylko tych nauczycieli, którzy mieli osobowość, wyróżniali się spośród innych, nie przejmowali zanadto jakimiś tam "dreskodami". Myślę, że bycie sobą zjednuje uczniów. Ja przynajmniej, jeśli pracowałabym jako nauczycielka, nie robiłabym niczego wbrew sobie. Żadna tam elegancja i szpilki, bo to zwyczajnie nie ja 🙂 Próbowałam na praktykach (przyznaję, że się obawiałam…) ubierać się bardziej elegancko, ale czułam się fatalnie. Dopiero na praktykach w liceum pozwoliłam sobie na większy luz.
    Mimo wszystko cieszę się, że nie muszę mieć takowych dylematów i chadzam do pracy czasem jak kloszard 😉
    Pozdrawiam serdecznie!
    Julita

  7. A propos kolczyków – do klasycznych nic nie mam , jeden zelazny, mozw nie zaszkodzi, ale wieksza ilosc czy tez w różnym miejscu….. ale ja z tych starszych nauczycieli ,więc moze młodszych nie rozumiem.

  8. hm… jako starsza koleżanka ,emerytka od dwoch lat, pare słow o kolczykach, których nie lubię/prywatnie…/ W pracy zwykle, klasyczne nie przeszkadzaja, ale te z piercingu dla nauczycieli na lekcjach nie sa odpowiednie,. czytam tez wypowiedzi o ubiorze nauczycieli na zebrania- u nas było troche bardziej elegancko, ale bez przesady.czesto zebrania odbywały sie po lekcjach i radzie pedagogicznej i nie było szans na przebranie się.

  9. Rzadko miewam dylematy, w co się ubrać do pracy, bo jestem nauczycielem przedszkola… a tam raczej szpilki i eleganckie kostiumy nie zdają egzaminu 😉 Moje podstawowe zasady przy doborze stroju:
    – wziąć pod uwagę rodzaj aktywności przewidzianej w danym dniu (na zajęcia ruchowe spódnica raczej odpada, a na malowanie farbami czy lepienie z mas plastycznych szkoda nowych, jasnych ubrań i eleganckiego zegarka);
    – pamiętać o wieku uczniów i adekwatnym do niego repertuarze zachowań, np. maluchy lubią się przytulać nieoczekiwanie bez względu na czystość swojej buzi i rąk, więc biały serek, buraczki lub plastelina łatwo mogą się znaleźć na ulubionej bluzce pani, natomiast starszakom takie "wypadki" zdarzają się dużo rzadziej; dzieci uwielbiają też, kiedy noszę błyszczącą biżuterię, ale… trzylatki ciągną za łańcuszki (grozi zerwaniem) i kolczyki (ała!), a starsze dzieci potrafią pochwalić i podziwiać z daleka;
    – wygodnie i tak, żeby nie zmarznąć podczas godzinnego pobytu na podwórku;
    – włosy lepiej związać, bo wpadają do talerzy z zupą i przyklejają się do prac plastycznych, kiedy pochylam się nad niskimi stolikami.
    Słowem – wygląd musi być adekwatny do sytuacji. Na przedszkolne uroczystości czy spotkania z rodzicami staram się ubrać coś bardziej eleganckiego.
    Mnie osobiście nadmiar kolczyków czy goły brzuch u nauczyciela podczas lekcji kłuje w oczy tak, jak krótka różowa spódniczka studentki podczas egzaminu magisterskiego albo stary dres podczas randki. Po prostu nie wypada… Poza tym uważam, że zbytnia ekstrawagancja w zawodzie nauczyciela jest nie na miejscu, bo jesteśmy dla uczniów wyznacznikiem pewnych norm zachowania w miejscach publicznych, a dress code jest ich ważnym elementem. I nie chodzi mi teraz o to, ze ktoś ma się wyrzekać siebie w pracy, zakrywać wszystkie tatuaże, ubierać garsonki i upinać koki, ale chyba niekoniecznie musi uczniom pokazywać obrazek wytatuowany tuż nad kością krzyżową czy w połowie uda. "Uważam, że powinny obowiązywać podstawowe zasady, czyli czysto, schludnie, świeżo, nie za krótko, nie za duże dekolty – aby jednak nie odwracać uwagi uczniów od nauki" – osoba, która kilka komentarzy wyżej wyraziła swoją opinię tymi słowami, wprost wyjęła mi to z ust (a raczej spod palców spoczywających na klawiaturze).

    1. Podpisuję się pod tym wszystkimi palcami 🙂 – i nie wyobrażam sobie, aby przyjść do szkoły z gołym brzuchem, wyzywającym makijażem, głębokim dekoltem czy mini – muszę czuć się komfortowo. Zresztą – nie tylko w szkole powinna obowiązywać zwykła przyzwoitość, adekwatnie do czasu i miejsca.

  10. Jeszcze jedno: prowadzę tez okazjonalnie warsztaty i prelekcje dla szkół i zauważyłam, że zbyt oficjalny strój nie zdaje egzaminu zwłaszcza w pracy z młodszymi, ale to też może kwestia tego, że w garsonki nie czuje się sama zbyt swobodnie:)

  11. Ja niestety wiem coś o wyglądzie w pracy. Swego czasu jako studentka ostatniego roku miałam praktyki w gimnazjum, po których miałam szanse na pracę w bibliotece – nie dostałam jej jednak, ponieważ miałam "włosy nie takie". Włosy były koloru blond, do łopatek, tyle, że miały różowe końcówki. Szkoda, że nie usłyszałam tego w prost – u mnie ze zmianą koloru włosów, nawet na "nudny" 😉 brąz nie byłoby problemu. Nauczona jednak tym przykrym doświadczeniem idąc na rozmowę o pracę zdejmuję kolczyki i zasłaniam tatuaże (a mam je jedynie na żebrach, ich oczywiście nie widać, i małego misia na nadgarstku). Wiem, że byłabym dobrym nauczycielem ponieważ studia wybrałam z powołania, pomimo tego jak wyglądam "poza szkołą".
    Mam nadzieję, że tak skamieniałe patrzenie na wygląd przestanie kiedyś mieć znaczenie, a zaczną mieć szczere chęci do pracy.
    (oczywiście, uprzedzając komentarze – nie mam na myśli całkowitego luzu). Przepraszam, jeżeli powtarzam czyjś komentarz :).
    Pozdrawiam.

  12. Karolino, zgodnie z obietnicą wstawiam link do fragmentu artykułu, który pojawił się swojego czasu w "Dyrektorze Szkoły". Niestety, we fragmencie pominięto kawałek z największym smaczkiem, przypuszczam, że to, co wklejam poniżej nie wywoła oburzenia :), choć informacja o "linii majtek" też jest ciekawa:). . Autorka artykułu pisze, że nauczyciel powinien codziennie zakładać inny strój. Oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, że nauczycieli być może nie stać na taką ekstrawagancję, więc sugeruje zakupy w sklepach z używaną odzieżą. Dodam tylko, że zdarzały się szkoły, w których tekst obowiązywał jako wytyczna dyrektora. SIC! Miodzio :).
    http://www.oswiata.abc.com.pl/dyrektor-szkoly/czytaj/-/artykul/dress-code-w-szkole-zofia-kosinska
    A potem autorka popełniła kolejny tekst, tym razem dla mężczyzn.
    http://www.oswiata.abc.com.pl/dyrektor-szkoly/czytaj/-/artykul/ubraniowy-kodeks-pracy-dla-panow-zofia-kosinska Niestety, znowu tylko fragment.
    Pozdrawiam serdecznie :).

    1. Asiu, dziękuję! Po powrocie do Polski pójdę do biblioteki i z zainteresowaniem przeczytam całość… Jak na razie widzę tu pomieszanie z poplątaniem – jest to zbiór ogólnie obowiązujących zasad (estetyka ubioru, nie za krótko, precz z obcisłymi strojami) okraszony subiektywnymi nakazami autorki…

  13. Trafiłam na ten post przez przypadek, googlując piercing u nauczycielek 🙂
    We wrześniu zaczynam pracę w szkole podstawowej i trochę staram się do tego przygotować. Zaczęłam od rachunku sumienia w szafie i doszłam do wniosku że nie jest źle – może trochę casualowo i swobodnie, ale marynarka na zebranie też się znajdzie, natomiast nie znajdą się ani mini ani dramatyczne dekolty. Mam naturalny kolor włosów, maluję się naturalnie i właściwie prawię się nie wyróżniam. Tylko ten piercing…
    Oczywiście tu też (moim zdaniem) nie ma szaleństw – w sumie to 11 kolczyków w uszach i jeden maleńki, malusieńki w nosie. Kolczyki 'zdobywałam' gdzieś między 6 klasą podstawówki a klasą maturalną. Towarzyszą mi już długo i są częścią mojej historii i tożsamości chyba bardziej niż wizerunku. Nic w wyglądzie nie zmieniałam w trakcie rozmowy o pracę, więc mam nadzieję że dyrektorka podejmowała świadomą decyzję 'co bierze'. A jednak się niepokoję co jeśli zacznę mieć z tego powodu nieprzyjemności? Rodzice będą zgłaszać zażalenia? Wiem że to dla kogoś bzdura – kolczyki można wyjąć, ale jednak chciałabym nie musieć podejmować decyzji – być sobą ALBO zarabiać na życie.

    1. Dziękuję za ten komentarz i przepraszam za tak późną odpowiedź. Bardzo jestem ciekawa, jak poszło w pierwszych dniach szkoły. Kolczyki zostały na zwykłym miejscu, czy może w domu?
      Ja sama od prawie roku mam tatuaż. Jest na ramieniu, w miejscu, które łatwo zasłonić, ale jakoś specjalnie się z nim nie kryłam :). Początkowo było zainteresowanie, potem – przywykli. A rodzice? Cóż, oni też mają tatuaże :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *