Uwaga! Wpis jest pierwszym z cyklu poświęconego analizie bitwy pod Grunwaldem. Pozostałe znajdziecie tu: MALARSTWO (wpis z prezentacją do wykorzystania na lekcji oraz filmikiem wykonanym z okazji 600-lecia bitwy), FILM (fragment filmu A. Forda oraz skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju), MOC FIKCJI LITERACKIEJ (oraz filmik „Fakty i mity o filmowej bitwie…”).
Teren bitwy pod Grunwaldem tak, jak prawdopodobnie wyglądał na początku XV wieku Adres grafiki: 1024px-Grunwald-pole_bitwy_XV_wiek.jpg. Licencja: domena publiczna |
W piątek (28 XI 2008) rozpoczęliśmy cykl lekcji o bitwie pod Grunwaldem. Zastanawialiśmy się (próbowaliśmy w każdym razie) nad następującymi kwestiami:
I. Kompozycją czytanego fragmentu
Co należy pamiętać? Czym jest kompozycja i jak wpływa ona na nastrój fragmentu oraz jak ma wpływać na czytelnika. Mówiliśmy o przejściu od bezruchu i ciszy do wrzawy, hałasu i ruchu (pamiętacie wykres?). Powiedzieliśmy także o tym, że taka kompozycja powoduje, że napięcie jest stopniowane.
II. Funkcją włączenia w opis bitwy Bogurodzicy oraz dlaczego pieśń ta została podzielona na cztery części.
Co należy pamiętać? Przede wszystkim, że są pewne pieśni, z których nie należy żartować. Poza tym rozczłonkowanie pieśni rytmizuje czytany przez nas fragment, stopniuje napięcie oraz – uwaga – uwzniośla opis bitwy.
Nie zdążyliśmy powiedzieć o funkcji czasowników w budowaniu nastroju gwałtowności oraz funkcji epitetów, porównań i przenośni w tworzeniu wrażenia dynamizmu i wrzawy bitewnej. Zajmiemy się tym w poniedziałek, po czym przejdziemy do analizy obrazu Jana Matejki.
Przypominam, że mieliście sprawdzić w domu, co to jest patos.
I jeszcze ciekawostka na koniec. Zabieg, kiedy autor w decydującym momencie (w punkcie kulminacyjnym) opóźnia rozwiązanie akcji przez np. opisy, przeniesienie akcji w inne miejsce (pokazanie innych bohaterów), przedstawienie stanu psychicznego bohatera nazywa się fachowo retardacją (słowo to pochodzi od łacińskiego retardatio – opóźnienie). Kto chce otrzymać z testu o Krzyżakach więcej niż 100% powinien zapamiętać ten termin :).
Fragment przedostatniego rozdziału Krzyżaków Henryka Sienkiewicza.
„Już serca w obu wojskach biły jak młoty, ale trąby nie dawały jeszcze znaku do boju.
Nastała cięższa może od samej bitwy chwila oczekiwania. Na polu między Niemcami a armią królewską wznosiło się od strony Tannenberga kilka odwiecznych dębów, na które powłazili chłopi miejscowi, aby patrzeć na zapasy tych wojsk tak olbrzymich, jakich od niepamiętnych czasów świat nie widział. Lecz prócz tej jednej kępy całe to pole było puste, szare, przeraźliwe, do obumarłego stepu podobne. Chodził tylko po nim wiatr, a nad nim unosiła się cicho śmierć. Oczy rycerzy zwracały się mimo woli na tę złowrogą, milczącą równinę. Przelatujące po niebie chmury przesłaniały od czasu do czasu słońce, a wówczas padał na nią mrok śmiertelny.
Wtem wstał wicher. Zaszumiał w lesie, oberwał tysiące liści, wpadł na pole, chwycił suche źdźbła traw, wzbił tumany kurzawy i poniósł je w oczy wojsk krzyżackich. W tej również chwili wstrząsnął powietrzem przeraźliwy głos rogów, krzywuł, piszczałek, i całe skrzydło litewskie zerwało się na kształt niezmiernego stada ptactwa do lotu. Poszli od razu wedle zwyczaju w skok. Konie, wyciągnąwszy szyje i potuliwszy uszy, rwały ze wszystkich sił przed siebie; jeźdźcy, wymachując mieczami i sulicami, lecieli z krzykiem okropnym przeciw lewemu skrzydłu Krzyżaków.
Mistrz właśnie znajdował się przy nim. Wzruszenie jego już przeszło, a z oczu szły mu, zamiast łez, skry. Ujrzawszy więc rozpędzoną ćmę litewską, zwrócił się do Frydrycha Wallenroda, który na tej stronie dowodził, i rzekł:
– Witold pierwszy wystąpił. Poczynajcieże i wy w imię Boże! I skinieniem prawicy ruszył czternaście chorągwi żelaznego rycerstwa.
– Gott mit uns! – zakrzyknął Wallenrod.
Chorągwie, zniżywszy kopie, poczęły z początku iść krokiem. Lecz równie jak skała stoczona z góry, spadając, coraz większego pędu nabiera, tak i one: z kroku przeszły w rysią, potem w cwał, i szły straszne, niepohamowane, jako lawina, która musi zetrzeć i zdruzgotać wszystko przed sobą.
Ziemia jęczała i gięła się pod nimi.
*
Bitwa miała lada chwila rozciągnąć się i rozpalić na całej linii, więc polskie chorągwie poczęły śpiewać starą bojową pieśń świętego Wojciecha. Sto tysięcy pokrytych żelazem głów i sto tysięcy par oczu podniosło się ku niebu, a ze stu tysięcy piersi wyszedł jeden olbrzymi głos do grzmotu niebieskiego podobny:
Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiona Maryja!
Twego syna gospodzina, Matko zwolena, Maryja,
Zyszczy nam, spuści nam… Kiryjelejzon!…
I wraz moc zstąpiła w ich kości, a serca stały się na śmierć gotowe. Była zaś taka niezmierna zwycięska siła w tych głosach i w tej pieśni, jakby naprawdę grzmoty poczęły się roztaczać po niebie. Zadrżały kopie w rękach rycerzy, zadrżały chorągwie i chorągiewki, zadrżało powietrze, zakolebały się gałęzie w boru, a zbudzone echa leśne jęły odzywać się w głębinach i wołać, i jakby powtarzać jeziorom i łęgom, i całej ziemi jak długa i szeroka:
Zyszczy nam, spuści nam. Kiryjelejzon!…
A oni śpiewali dalej:
Twego dzielą krzciciela, bożycze,
Usłysz głosy, napełń myśli człowiecze,
Słysz modlitwę, jąż nosimy,
A dać raczy, jegoż prosimy,A na świecie zbożny pobyt,Po żywocie rajski przebyt.Kiryjelejzon!
Echo powtórzyło w odpowiedzi: „Kiryjelejzooon!” – a tymczasem na prawym skrzydle wrzała już bitwa zacięta i zbliżała się ku środkowi coraz bardziej.
Łoskot, kwik koni, krzyki okropne mężów mieszały się z pieśnią. Ale chwilami krzyki cichły, jakby tym tam ludziom zbrakło tchu, i w jednej z takich przerw raz jeszcze można było dosłyszeć grzmiące głosy:
Adamie, ty Boży kmieciu,
Ty siedzisz u Boga w wiecu,
Domieściż twe dzieci,
Gdzie królują anieli!Tam radość,Tam miłość,Tam widzenie Twórca, anielskie, bez końca…Kiryjelejzon!
I znów runęło echo po boru: „Kiryjelejzooon!” Krzyki na prawym skrzydle wzmogły się jeszcze, lecz nikt nie mógł ni widzieć, ni rozeznać, co się tam dzieje, albowiem mistrz Ulryk, który patrzył z góry na bitwę, stoczył w tej chwili pod wodzą Lichtensteina dwadzieścia chorągwi na Polaków.
A zaś do polskiego hufca „czelnego”, w którym stali najprzedniejsi rycerze, przypadł jak grom Zyndram z Maszkowic i ukazawszy ostrzem zbliżającą się chmurę Niemców, zakrzyknął tak donośnie, że aż konie poprzysiadały w pierwszym szeregu na zadach:
– W nich! Bij!
Więc rycerze, pochyliwszy się na karki końskie i wyciągnąwszy przed się włócznie, ruszyli.”