Krwawa woda Niemna. Narodowe Czytanie 2023 („Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej)


Lektura, Literatura, Narodowe Czytanie / poniedziałek, sierpień 28th, 2023

Już 9 września kolejna odsłona akcji Narodowe Czytanie. Tym razem chętni zatopią się w Niemnie, a raczej będą podziwiać to, co opisane w Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej. Dlaczego akurat w 2023 wybrano tę powieść? Polecam lekturę listu Prezydenta RP (tutaj).

Tak się składa, że dwa lata temu odkryłam Nad Niemnem dla siebie. Nie jako polonistyka, badaczka literatury, nauczycielka, ale jako ja – Karolina, czytelniczka, osoba myśląca. Kiedyś tam, na studiach, oczywiście czytałam tę powieść Orzeszkowej, ale prawdę mówiąc niewiele z niej zapamiętałam. Druga lektura była poruszająca, trzecia pozwoliła mi dostrzec jeszcze więcej ciekawych szczegółów. Wiem, że nie każda z Was jest fanką Nad Niemnem, nie każda z Was rozmyśla o niej dzień i noc ;). Wiem jednak, że wiele z Was weźmie lub chciałoby (lub musi) wziąć udział w Narodowym Czytaniu. Co przeczytać?

Cóż, całości nie przeczytamy, to pewne. W tym i kolejnych wpisach zaproponuję lekturę rozdziału IV z II tomu powieści. To ten, w którym Jan Bohatyrowicz zabiera Justynę Orzelską na Mogiłę. O tym rozdziale chciałabym napisać artykuł naukowy. Powiedzmy, że dzisiejszy wpis i kolejne, które mam w planie, to notatki do artykułu, zbiór przemyśleń i zapisków z lektury, które mogą Was zainspirować do zaprojektowania lekcji w Waszych klasach. Raczej w starszych klasach podstawówki i w szkole śrdeniej. Zakładam, że Narodowe Czytanie nie skończy się na czytaniu, ale że będzie czas na omówienie tego, co zostało przeczytane. Bez omówienia traci się sens tej akcji. Umówmy się, że uwaga uczniów na apelu (jeśli u Was będzie) niekoniecznie skoncentruje się na odczytywanych akapitach.

Dlaczego proponuję Wam właśnie podróż na Mogiłę? Bo przenika się tutaj kilka ważnych planów:

  • patriotyczny – Mogiła, na którą Jan zabiera Justynę to zbiorowy grób czterdziestu powstańców styczniowych (akcja powieści rozgrywa się dwadzieścia kilka lat po powstaniu)
  • romantyczny – tutaj Jan po raz pierwszy całuje Justynę. Co prawda w dłonie, ale za to „gorącymi usty” 🙂
  • ideowy – Orzeszkowa opisuje coś, co nazwałabym ostatecznym przebudzeniem Justyny; dziewczyna uświadamia sobie, jak płytkie i bezcelowe było jej dotychczasowe życie i opowiada o tym wszystkim Janowi; zaznaczam, że Orzeszkowa konsekwentnie prowadzi tę postać, a raczej wyprowadza z dworku do wiejskiej chałupy – jest kilka ważnych kamieni milowych w opowieści o Justynie, tutaj mamy ten najważniejszy
  • przyrodniczy – powiem Wam, że jak jeszcze raz usłyszę o tym, jakie długie są opisy przyrody w Nad Niemnem, to… cóż, tylko wzruszę ramionami. Owszem, jest ich sporo, ale obstawiam, że nie więcej niż w Ani z Zielonego Wzgórza/Anne z Zielonych Szczytów, czy W pustyni i w puszczy. Dużo więcej jest opisów ludzi – ich zewnętrza, charakteru i przeżyć wewnętrznych. W rozdziale IV, t. II opisy owszem, są – i to rozbudowane. Ale jest to właśnie coś, o czym warto współcześnie mówić, co warto analizować na lekcjach. Opisy przyrody w tym rozdziale są dla mnie najbardziej interesujące. Serio.

W tym wpisie skupię się na ostatnim punkcie, jednak nie o opisach przyrody będzie, a o Niemnie. Po prostu Niemnie.

Niemen, czyli co?

Chcę tu pisać o Niemnie jako rzece samej w sobie. Co to znaczy? Wielu badaczy, interpretatorów powieści Orzeszkowej zwraca uwagę na symboliczny wymiar Niemna jako świętej rzeki, świadka wydarzeń historycznych ważnych dla Korczyńskich, Bohatyrowiczów i szerzej – Polaków. Gdzieś traci się to, że jest to ogromna, płynąca rzeka, źródło wody, dzięki której w okolicy możliwe jest życie.

Ale jak to – życie? Cóż, nie chodzi tu tylko o to, że dzięki wodzie rosną lasy, że przychodzi tu do wodopoju zwierzyna, że można nawadniać pola czy ogrody. To właśnie z Niemna czerpią wodę mieszkańcy okolicy. Jest to czynność niezwykle wymagająca fizycznie, bardzo obciążająca. Wydawałoby się, że wieś Bohatyrowicze to raj na ziemi (bo wiadomo, natura, przyroda, proste życie, praca ciężka, lecz sensowna). Jest jednak na tym obrazku rysa, a raczej – sieć białych linii.

Krwawa woda

Jan i Justyna płyną czółnem na Mogiłę. Rzeka jest jeszcze spokojna, zarówno bohaterowie, jak i czytelnicy mają okazję przyjrzeć się nadniemeńskiemu krajobrazowi:

W górę rzeki powoli płynęli. Nad rzeką wznosiła się z jednej strony naga, żółta ściana, z nieruchomym borem u szczytu; z drugiej wysoka, zielona góra, u której wierzchu białe i szare domostwa okolicy, z gankami swymi, świecącymi oknami i dymiącymi kominami, jak paciorki jedno po drugim wychylały się zza zieleni potężnych drzew i przezroczystych gajów. Od każdego z domostw biegły ku rzece wydeptane ścieżki i łamiąc się w różne kierunki, rysunkiem białych linii okrywały zielony, w garby i płaszczyzny pogięty stok góry.

Skąd, po co te ścieżki? Ano po to:

— Antolka! Antolka!

Wołał tak na młodziutką dziewczynkę, która w krótkiej spódnicy, w różowym kaftanie i bosa ukazała się zza góry, niosąc na ramieniu koromysło z dwoma pełnymi wiadrami. Wysmukła i wątła, przechylała się trochę na bok pod tym ciężarem i jedno ramię dla utrzymania równowagi z dala od ciała trzymała. [rozdział V, t. I]

Definicja koromysła oraz ilustracja – patrz Wikipedia.

Dalej czytamy:

Justyna, patrząc na wiotką i zaledwie dorosłą dziewczynkę, przypomniała sobie to koromysło i te dwa ciężkie wiadra z wodą, które przed chwilą na plecach jej widziała.

— Czy to nie ciężko wodę nosić… na tak wysoką górę? — z cicha zapytała.

— Żeby nie! — kręcąc w palcach brzeg fartucha odszepnęła Antolka.

Krwawa u nas woda — wtrącił Anzelm — z góry po nią iść trzeba i nieść ją pod górę.

— Toteż, zimową porą osobliwie, częściej ja wody przyniosę niźli ona — jakby usprawiedliwiając się rzekł Jan.

— Częściej on przyniesie niżli ja — podnosząc głowę i na brata patrząc potwierdziła siostra. — Ale — dodała prędko i z wzrastającym zawstydzeniem — ja takoż mogę… czemu nie! Już ja w tym roku drugie lato żąć będę…

W rozdziale III, t. II, także pojawia się ta „krwawa woda”. Z wypowiedzi skierowanej do młodego Witolda Korczyńskiego, syna Benedykta, wywnioskujemy, że we wsi nie ma żadnej studni, a po wodę trzeba schodzić do rzeki, przy czym zejście to nie jest proste. Tak, może to umknąć w lekturze, możemy zwyczajnie nie zrozumieć tego, co pisze Orzeszkowa, bo nie mamy doświadczenia mieszkania nad wielką rzeką – mnie samej ciężko było wyobrazić sobie, że do rzeki trzeba zejść z góry, jakby z klifu nad morzem. Raz tylko widziałam prawdziwie wysoki brzeg rzeki. Było to podczas rejsu Wisłą w Kazimierzu Dolnym. To dzięki temu doświadczeniu dopiero podczas trzeciej lektury Nad Niemnem zrozumiałam, o co chodzi z wysokim brzegiem. (Tak, można też po prostu włączyć serial na podstawie powieści i zobaczyć, jak to wygląda.)

— Tymczasami ja cościś już i słyszałem o różnych pańskich rozmowach z ludźmi i radach, które pan dajesz. Ot wczoraj Walenty przyszedł do nas i mówił, że pan z usilnością ludzi namawiał, żeby złożyli się wszyscy i ze cztery studnie w okolicy wykopali, to by nam woda tak prawie krwawa nie była.

Wróćmy teraz do rozdziału IV, tomu II, czyli do wyprawy na Mogiłę. Jan opowiada Justynie o życiu na wsi. Mówi o zaletach, ale także o trudach:

Dwie ciężkie biedy okolica przenosi, jedną, że łąk i wypasów za mało ma, a drugą, że woda nadmiar krwawa

Także i później, kiedy Jan w rozmowie z Justyną podsumowuje życie dziewczyny we dworze Korczyńskich, padają słowa związane z trudami zapewniania gospodarstwu wody:

— Dziecko albo stary, to co innego, ale jak pani do tej pory tak wyżyć mogła, dziw mnie bierze… bo, chwała Bogu, zdrowie i siła aż biją od pani i zdaje się, choć wiadra z wodą na plecy zarzucić, to by podniosła pewno…

Zaśmiała się i odpowiedziała, że najpewniej wiadra z wodą dźwigać by zdołała, skoro je dźwiga Antolka, dziecko jeszcze prawie i o połowę od niej szczuplejsza.

Przypomnijmy, że Justyna to jednak panienka z dworu, która nie została wychowana do jakiejkolwiek pracy. W zasadzie ma tylko dwa zadania: doglądanie roztargnionego ojca i muzykowanie z nim (ona gra na fortepianie, on na skrzypcach). Być może ta deklaracja Justyny to tak naprawdę oświadczenie: jestem gotowa żyć z tobą w wiejskiej chacie i podejmować pracę taką, jak inne wiejskie kobiety. Przypomnijmy, że w poprzednim rozdziale Justyna podjęła się żęcia zboża razem z mieszkańcami Bohatyrowicz. Pokazała, że jest silna, sprawna, szybko się uczy, nie boi się ciężkiej pracy. A teraz, po wycieczce na Mogiłę, kiedy dokonuje podsumowania swojego marnego życia we dworze, deklaruje, że nie lęka się także tej najbardziej mozolnej roboty – dźwigania wody.

Nie tylko uroda Justyny i jej smutna historia urzekły Jana Bohatyrowicza. Jestem pewna, że jej zapał do pracy i gotowość porzucenia wygodnego życia ostatecznie skłoniły mężczyznę ku niej. Bo że – powiedzmy to potocznie -wpadła mu w oko, przyznaje sam. Co ciekawe, kiedy Jan z myśli o Justynie, myśli także o wodzie:

Nieraz myślał sobie, że Pan Bóg dał jej tyle piękności i wysoko ją postawił, a szczęścia nie dał. A ile razy o tym pomyślał, jakby roztopiony łój do serca mu kapał, taką boleść w nim uczuwał i taką łzawość. Gdyby był mógł, byłby wszystko porzucił i na koniec świata skoczył po wodę gojącą dla niej, tak jej żałował. Ale o takiej wodzie bajki tylko gadają i nie ma jej wcale na świecie. Więc tylko, ile razy ją zobaczył, cały dzień potem albo śpiewał, albo miał ochotę zaśpiewać tę piosenkę:

Wyszła dziewczyna, wyszła jedyna,

Jak różowy kwiat,

Rączki załamała, oczki zapłakała,

Zmienił jej się świat…

Dla porządku dodam, że o krwawej wodzie przeczytamy raz jeszcze, w rozdziale II, t. III. Fabianowa mówi tak:

Skrzypię… ciągle skrzypię, ale to nic skrzypiącego drzewa dłużej! My z panem dobrodziejem nie od dzisiaj znajomi… takim malutkim jeszcze przybiegał do nas, a i potem z klas do mamy i papy przyjeżdżając, czasem nawiedzał… Pan dobrodziej wie, od czego moje zdrowie na suche lasy poszło… Chorowałam, wodę na górę ciągałam… ta krwawa woda najwięcej mnie zgubiła…

Jak widzicie, życie nad choćby najpiękniejszą i najbardziej dostojną rzeką to nie jest bajka. Woda Niemna jest żywa – daje życie. I jest krwawa – staranie o nią może odebrać zdrowie, wycisnąć krwawy pot. W tym miejscu zostawmy na chwilę Elizę Orzeszkową i zwróćmy się w stronę Joanny Kuciel-Frydryszak. Na okładce jej najnowszej książki Chłopki. Opowieść o naszych babkach widzimy wiejską kobietę obarczoną koromysłem. Cała fotografia została zamieszczona także w rozdziale ośmym. Podpisano ją tak:

Noszenie wody to jedna z większych bolączek kobiet. Lipnica Murowana w Małopolsce, rok 1932.

W tym samym rozdziale przeczytamy także o Michalinie, która po wodę chodziła do rzeki, zupełnie jak mieszkańcy Bohatyrowicz:

Dodatkową udręką Michaliny jest brak studni. Nosi wodę z rzeki w wiadrze, pod sporą górę, jesienią przez błota, zimą w śniegu. „Jak mój miał czas, to szedł po wodę, posyłałam też dziewuchy po trzy, każda niosła po trochu, by się nie przerwały. Raz poszłam na wiosnę, gdy było błoto, nóg z błota nie widać, a góra daleka, byłam wtedy w ósmym miesiącu z moją Genką, ulitował się sąsiad murarz, wziął ode mnie wodę i przyniósł do domu. Do dzisiejszego dnia ma to pamiętane, poprosiłam go za chrzestnego do mojej Genki” – wspomina.

Informacje o obowiązku noszenia wody rozsiane są po całej książce Kuciel-Frydryszak. Przytoczę jeszcze jeden dłuższy fragment (z rozdziału X).

Najpierw ciotka Tekla została główną kucharką pałacową, a potem dwie jej siostry, moja ciotka Leokadia i mama Wanda, dostały pracę pomocy kuchennych – mówi Irena Borowczak. Jak korzystne były to posady dla młodych wiejskich dziewcząt, rodzina się przekonała, gdy najmłodsza siostra, Marianna, dla której już pracy służącej w pałacu zabrakło, poszła na służbę do miejscowego nauczyciela. – Miała tylko czternaście lat i pracowała ponad swoje siły, doiła krowy, gotowała, sprzątała, a najgorsze i najbardziej wykańczające było noszenie na sztundach wody ze studni – opowiada siostrzenica Marianny.

Woda z kranu

Prównajmy to doświadczenie troski o wodę mieszkańców Bohatyrowicz, żyjących w drugiej połowie lat 80. XIX w., oraz mieszkanek przedwojennych wsi (ale też powojennych! I nie tylko wsi) z naszym, współczesnym. Odkręcamy kurek i woda po prostu jest. Nie zastanawiamy się za bardzo skąd, jaką drogę przebyła, gdzie później trafia. Jest zimna, jest i ciepła. Warto tutaj zapoznać się z choćby fragmentami książki Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać Jana Mencwela. Zostawię Wam kilka cytatów związanych właśnie z dostępnością wody (nie podaję numerów stron, na potrzeby tego wpisu cytuję z ebooka). Po ich lekutrze warto zastanowić się, czy aby nasza woda nie jest lub za chwilę nie będzie „krwawa”:

Wy­da­je się, że woda jest sub­stan­cją nie­sły­cha­nie pro­stą w dzia­ła­niu i ob­słu­dze. Przyj­mu­je­my takie za­ło­że­nie, dla­te­go że ode­rwa­li­śmy się od jej na­tu­ral­ne­go obie­gu. Woda stała się cie­czą co­dzien­ne­go użyt­ku, która leci z kranu. Sub­stan­cją po­wsze­dnią, oczy­wi­stą i prze­zro­czy­stą. Ska­na­li­zo­wa­li­śmy ją i zro­bi­li­śmy z niej nie­mal­że wy­twór cy­wi­li­za­cji. „Cie­pła woda w kranów” była prze­cież nie tak dawno po­li­tycz­nym ha­słem, ozna­cza­ją­cym mniej wię­cej, że wy­bor­com nie po­trze­ba ni­cze­go nad­zwy­czaj­ne­go. Tak jakby woda była czymś zwy­czaj­nym.

Choć może się nam wy­da­wać, że wodę w kra­nie albo w bu­tel­ce za­wdzię­cza­my wy­łącz­nie wy­two­rom cy­wi­li­za­cji – rurom, pom­pom, fil­trom, wo­do­cią­gom – to w rze­czy­wi­sto­ści nadal je­ste­śmy uza­leż­nie­ni od po­tęż­nej na­turalnej ma­szy­ne­rii, jaką jest obieg wody w przy­ro­dzie. Kto z nas zdaje sobie z tego na co dzień spra­wę?

Sym­bo­lem War­sza­wy, dwu­mi­lio­no­we­go no­wo­cze­sne­go eu­ro­pej­skie­go mia­sta, jest Sy­ren­ka, pół ko­bie­ta, pół ryba. Dla wielu współ­cze­snych miesz­kań­ców Sy­ren­ka jest jak sym­pa­tycz­na po­stać z bajki. Opo­wieść o związ­ku mia­sta z Wisłą, którą ze sobą nie­sie, trak­tu­je­my za­pew­ne jako świa­dec­two za­mierz­chłych cza­sów, kiedy War­sza­wa była jesz­cze ry­bac­ką wio­ską. Ale gdyby za­cze­pić przy­pad­ko­we­go miesz­kań­ca War­sza­wy na ulicy i za­py­tać go, skąd mamy w War­sza­wie od­po­wie­dział­by za­pew­ne: „Z wo­do­cia­gów”. […] Za­cznij­my od tego, że zde­cy­do­wa­na więk­szość (około 70 pro­cent) wody dla War­sza­wy po­zy­ski­wa­na jest z Wisły. Od­by­wa się to w miej­scu zwa­nym po­pu­lar­nie Grubą Kaśką.

Nie­do­bo­ry wody stają się naszą co­dzien­no­ścią, ale, po­dob­nie jak Phiri i Brad, mo­że­my do­ko­nać pro­ste­go od­kry­cia: wody, która spada z nieba, jest wciąż wy­star­cza­ją­co dużo, żeby za­spo­ko­ić nasze po­trze­by. Nie­za­leż­nie od tego, czy miesz­ka­my w dużym mie­ście, w ka­mie­ni­cy, w domu na przed­mie­ściach czy na wsi. Mo­że­my nie zda­wać sobie z tego spra­wy, ale woda, którą mamy w kra­nie, to czę­sto woda wzię­ta na kre­dyt. Ten kre­dyt będą mu­sia­ły spła­cać przy­szłe po­ko­le­nia, jeśli będą mieć z czego. A żeby miały, mu­si­my już teraz na­uczyć się sa­dzić deszcz i prze­ka­zać tę wie­dzę dalej.

Podsumowanie

Polecam odczytanie całego rozdziału IV z t. II lub wybranych przez Was fragmentów. W tym wpisie proponuję przyjrzeć się Niemnowi jako źródłu wody pitnej dla mieszkańców wsi. Troska o wodę pitną wymaga w świecie przedstawionym wiele wysiłku. Nie jest to wymysł Orzeszkowej, ale fakt. Podobnie troszczyły się o wodę mieszkanki wsi jeszcze przed II wojną światową, a także po niej. Troski o wodę nie można było zaniechać, była przecież potrzebna zarówno ludziom, jak i zwierzętom w gospodarstwie.

Dziś wydaje nam się, że nie musimy troszczyć się wodę. Jan Mencwel w Hydrozagadce pisze jednak, że powinniśmy. Widzicie, lekcje o wodzie pitnej w Nad Niemnem można uczynić lekcjami… ekologicznymi. Lekcjami zmuszającymi do refleksji o naszej kulturze, o cywilizacji, o zmianach klimatu, o zanieczyszczeniach wody. Nie chcę, żebyśmy tutaj się nawzajem straszyli klęską klimatyczną. Chcę, żebyśmy dzięki takim lekcjom wychowywali młodych ludzi w poczuciu troski o środowisko. Przyroda to nie tylko „nudne” opisy w starych książkach, choć stare książki mogą stać się dobrym punktem wyjścia do rozmowy o tym, czym dla nas ta przyroda jest.

To jak, spróbujecie pomówić o krwawej wodzie z Niemna? 🙂

Epilog

Moja polonistyczna dusza domaga się dodania: no tak, krwawa woda, bo okupiona potem, bo jej przynoszenie z rzeki wymaga bardzo dużego wysiłku. Ale też krwawa w innym sensie – to nad nią odbywały się te straszne sceny, przez które Anzelm Bohatyrowicz dziewięć lat leżał złożony niemocą. Do Niemna spłynęła krew powstańców. Tyle moja polonistyczna dusza, bo Orzeszkowa akurat nie buduje takich analogii. „Krwawa woda” to pitna woda trudna do zdobycia. I już.

4 Replies to “Krwawa woda Niemna. Narodowe Czytanie 2023 („Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej)”

  1. Zaskoczyłaś mnie, bardzo pozytywnie oczywiście. Oryginalne podejście do tematu i świetny pomysł. Zainspirowałaś mnie, by odświeżyć lektury, poszukać innego kontekstu, spojrzeć szerzej. Pozdrawiam 😊

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *