[I G] Tren XIX i kilka informacji o jego autorze


Uncategorized / czwartek, marzec 15th, 2012

Jak podaje moja stara, wysłużona encyklopedia:

„Życie rodzinne dawało Kochanowskiemu wiele radości, toteż silnym dla niego wstrząsem była śmierć ukochanej młodszej córeczki Urszulki (1578 lub 1579), a później (między 1580 a 1583), starszej, Hanny. Pamięci Urszulki poświęcił Kochanowski Treny (wyd. 1580). W tym czasie wydał większość swych utworów, długo i starannie wykańczanych. W ostatnim roku życia Kochanowski, w przeczuciu śmierci, porządkował sprawy gospodarskie (myśląc o przyszłości swych czterech córek) i własną twórczość. W listach do Zamojskiego narzekał na słabe zdrowie. Kochanowski zmarł nagle w Lublinie, dokąd się wybrał na sejm”.

Encyklopedia szkolna. Literatura i nauka o języku. Warszawa 1995, s. 272-273.

Choć w Waszym podręczniku były zamieszczone jedynie treny V, VII i VIII, wspominałam Wam też o Trenie XIX. To utwór znacznie dłuższy niż wcześniejsze wiersze tego cyklu żałobnego. Nie tylko długość różni go jednak od poprzednich trenów. Zapewne pamiętacie, że w każdym z poznanych przez nas utworów Kochanowski opłakiwał swoją zmarłą córkę. Tutaj zaś, w Trenie XIX, nie ma już miejsca na smutek. Po okresie złości, buntu, odczuwania pustki po zmarłej, przychodzi ostatni etap żałoby – czas  pogodzenia się z losem i powrotu do normalnego życia. 
Do poety we śnie przychodzi jego matka, zmarła w 1557 roku. Matka z Urszulą na rękach:

Żałość moja długo w noc oczu mi nie dała
Zamknąć i zemdlonego upokoić ciała.
Ledwie mię na godzinę przed świtanim swemi
Sen leniwy obłapił skrzydły czarnawemi.
Na ten czas sie matka własnie ukazała,
A na ręku Orszulę moję wdzięczna miała,
Jaka więc po paciorek do mnie przychodziła,
Skoro z swego posłania rano sie ruszyła.
Giezłeczko białe na niej, włoski pokręcone,
Twarz rumiana, a oczy ku śmiechu skłonione.

Matka rozmawia z Janem o jego żałobie, „nieutulonym płaczu”, mówi mu o życiu innym, lepszym świecie. Zapewnia, że Urszuli śmierć nie wyrządziła krzywdy:
(…) Także trzymaj o tem,
Jakoś doznał, ani sie frasuj, że tak rana
Twojej ze wszech namilszej dziewce śmierć zesłana.
Nie od rozkoszyć poszła; poszłać od trudności,
Od pracej, od frasunków, od złez, od żałości,
Czego świat ma tak wiele, że – by też co było
W tym docześnym żywocie człowieczeństwu miło –
Musi smak swój utracić prze wielkość przysady,
A przynamniej prze bojaźń nieuchronnej zdrady.
Czegóż płaczem, prze Boga? Czegóż nie zażyła?
Że sobie swym posagiem pana nie kupiła?
Że przegrozek i cudzych fuków nie słuchała?
Że boleści w rodzeniu dziatek nie uznała?
Ani umie powiedzieć, czego jej troskliwa
Matka doszła: co z więtszym utrapieniem bywa,
Czy je rodzić, czy je grześć? Takieć pospolicie
Przysmaki wasze, czym wy sobie świat słodzicie.
W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne,
Od wszelakiej przekazy wolne i bezpieczne.

 

Odchodząc, tak radzi synowi:

Teraz, Mistrzu, sam sie lecz; czas doktór każdemu.
Ale kto pospolitym torem gardzi, temu
Tak poznego lekarstwa czekać nie przystoi:
Rozumem ma uprzedzić, co insze czas goi.
A czas co ma za fortel? Dawniejsze świeżemi
Przypadkami wybija, czasem weselszemi,
Czaem też z tejże miary, co człowiek z baczeniem
Pierwej, niż przyjdzie, widzi i takim myśleniem
Przeszłych rzeczy nie wściąga, przyszłych upatruje
I serce na oboję fortunę gotuje.
Tego sie, synu, trzymaj, a ludzkie przygody
Ludzkie noś; jeden jest Pan smutku i nagrody
.

Tekst tego trenu zaczerpnęłam z bardzo dobrej strony (znajdziecie tam również życiorys i pozostałe utwory Jana Kochanowskiego jak również Mikołaja Reja): http://staropolska.pl