– Jesteś zabawnym stworzeniem – rzekł wreszcie – cienka jak palec…
– Ach, jestem znacznie potężniejsza niż palec króla – powiedziała żmija.
Mały Książę uśmiechnął się:
– Nie jesteś zbyt potężna… Nie masz nawet łapek… nawet nie możesz podróżować…
– Mogę cię unieść dalej niż okręt – rzekła żmija i owinęła się wokół kostki Małego
Księcia na podobieństwo złotej bransolety. – Tego, kogo dotknę, odsyłam tam, skąd przybył – dodała. Lecz ty jesteś niewinny i przybywasz z gwiazdy…
Tej nocy nie zauważyłem, kiedy wyruszył w drogę. Wymknął się bezszelestnie. Gdy udało mi się go dogonić, szedł zdecydowanym krokiem. Powiedział mi tylko:
– Ach, jesteś tu…
Wziął mnie za rękę. Jeszcze się niepokoił:
– Nie masz racji. Będzie ci przykro. Będę robić wrażenie umarłego, a to nie będzie prawda.
Milczałem.
– Rozumiesz. To bardzo daleko. Nie mogę zabrać ze sobą tego ciała. Jest za ciężkie.
Milczałem.
– To będzie jak stara, porzucona łupina. W starych łupinach nie ma nic strasznego.
Milczałem.
Powoli się zniechęcał. Lecz zrobił jeszcze wysiłek:
– To będzie ładnie. Ja też będę patrzeć na gwiazdy. Wszystkie gwiazdy będą studniami z zardzewiałym blokiem, Wszystkie gwiazdy dadzą mi pić.
Milczałem.
– To będzie takie zabawne. Ty będziesz miał pięćset milionów dzwoneczków, a ja pięćset milionów studni…
I nagle urwał, ponieważ się rozpłakał…
– To tu. Pójdę sam jeden krok naprzód.
Usiadł jednak, ponieważ bał się. Powiedział jeszcze:
– Wiesz… moja róża… jestem za nią odpowiedzialny. A ona jest taka słaba. I taka naiwna. Ma cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem.
Usiadłem, nie mogłem utrzymać się na nogach.
– Tak… to wszystko… – powiedział.
Wahał się jeszcze chwilę, później wstał. Zrobił krok. Nie mogłem się poruszyć. Żółta błyskawica mignęła koło jego nogi. Chwilę stał nieruchomo. Nie krzyczał. Osunął się powoli, jak pada drzewo. Piasek stłumił nawet odgłos upadku.