Mały Książę i śmierć (cz. 1)


Uncategorized / środa, luty 5th, 2014

– Jesteś zabawnym stworzeniem – rzekł wreszcie – cienka jak palec…
– Ach, jestem znacznie potężniejsza niż palec króla – powiedziała żmija.
Mały Książę uśmiechnął się:
– Nie jesteś zbyt potężna… Nie masz nawet łapek… nawet nie możesz podróżować…
– Mogę cię unieść dalej niż okręt – rzekła żmija i owinęła się wokół kostki Małego
Księcia na podobieństwo złotej bransolety. – Tego, kogo dotknę, odsyłam tam, skąd przybył – dodała. Lecz ty jesteś niewinny i przybywasz z gwiazdy…

Spotkanie, podróż, wędrówka, samotność, dorosłość, przyjaźń, miłość i śmierć – to motywy, które odnajdziemy w Małym Księciu, opowieści (baśni? przypowieści?) wydanej w 1943 roku, przetłumaczonej na ok. 250 języków. Opowieści, która od niepamiętnych (no… prawie…;)) czasów gości w spisie lektur szkolnych.
Nie będę się rozpisywać o całej powieści, nie będę nawet szczegółowo analizować motywu śmierci, która staje się dla Księcia jedyną drogą powrotu do Róży. Chciałabym tylko zanotować cenne spostrzeżenie, którym wczoraj na lekcji podzieliła się z nami Marta (dziękuję!). 
Wasza koleżanka powiedziała, że zakończenie Małego Księcia można interpretować na dwa sposoby. Przypomnijmy odpowiedni fragment tekstu (pogrubiłam w nim reakcje lotnika, żeby nie zapomnieć do nich wrócić):


Tej nocy nie zauważyłem, kiedy wyruszył w drogę. Wymknął się bezszelestnie. Gdy udało mi się go dogonić, szedł zdecydowanym krokiem. Powiedział mi tylko:
– Ach, jesteś tu…
Wziął mnie za rękę. Jeszcze się niepokoił:
– Nie masz racji. Będzie ci przykro. Będę robić wrażenie umarłego, a to nie będzie prawda.
Milczałem.
– Rozumiesz. To bardzo daleko. Nie mogę zabrać ze sobą tego ciała. Jest za ciężkie.
Milczałem.
– To będzie jak stara, porzucona łupina. W starych łupinach nie ma nic strasznego.
Milczałem.
Powoli się zniechęcał. Lecz zrobił jeszcze wysiłek:
– To będzie ładnie. Ja też będę patrzeć na gwiazdy. Wszystkie gwiazdy będą studniami z zardzewiałym blokiem, Wszystkie gwiazdy dadzą mi pić.
Milczałem.
– To będzie takie zabawne. Ty będziesz miał pięćset milionów dzwoneczków, a ja pięćset milionów studni…
I nagle urwał, ponieważ się rozpłakał…
– To tu. Pójdę sam jeden krok naprzód.
Usiadł jednak, ponieważ bał się. Powiedział jeszcze:
– Wiesz… moja róża… jestem za nią odpowiedzialny. A ona jest taka słaba. I taka naiwna. Ma cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem.
Usiadłem, nie mogłem utrzymać się na nogach.
– Tak… to wszystko… – powiedział.
Wahał się jeszcze chwilę, później wstał. Zrobił krok. Nie mogłem się poruszyć. Żółta błyskawica mignęła koło jego nogi. Chwilę stał nieruchomo. Nie krzyczał. Osunął się powoli, jak pada drzewo. Piasek stłumił nawet odgłos upadku.

Lotnik mówi później: „Lecz wiem na pewno, że wrócił na swoją planetę, ponieważ o wschodzie słońca nie znalazłem jego ciałka”. Marta natomiast powiedziała, że zakończenie inaczej odbierze ateista, inaczej człowiek wierzący. Dla tego pierwszego Mały Książę po prostu umrze, nie wracając do siebie. Ten drugi natomiast ufa, że istnieje życie po życiu. I choć (tu już ja dopowiadam) droga do drugiego/kolejnego/następnego życia prowadzi przez śmierć, to jednak zdecydowanie za nią, czy po niej, COŚ jest. Idąc torem myślenia koleżanki: odbiorca wierzący wie, że Mały Książę wrócił do swoich wulkanów, baobabów i Róży. 
Uważam, że to interesująca interpretacja, warta zapisania i zapamiętania. (Zapamiętajmy jednak i to, że mogą istnieć również inne interpretacje!)