„Ludzie listy piszą…” Czyżby?


Uncategorized / czwartek, październik 2nd, 2014
Całkiem nie tak dawno temu klasa I G miała powtórkę z budowy listu. Oczywiście finałem powtórki było zadanie napisania listu prywatnego (od Sagi do Signe lub od Signe do Sagi – to bohaterki szwedzkiego filmu Tysiąc razy silniejsza). 
Dawno, dawno temu, kiedy Wasi rodzice byli jeszcze bardzo mali (albo nie było ich jeszcze na świecie!) zespół Skaldowie śpiewał Medytacje wiejskiego listonosza:

Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie
Ciężka jest od listów torba listonosza dziś
Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie
Może ktoś na ten list czeka kilka długich lat
Dostanie go może dziś…

Trochę mniej dawno temu, ale już dobrych trzynaście-piętnaście lat wstecz listonosz z ciężką torbą często przychodził do mojego domu. Prowadziłam ożywioną korespondencję. Czasem byłam dobrą koleżanką i odpisywałam od razu (zaleta rzadko podobno spotykana), czasem zwlekałam kilka dni lub nawet tygodni. Wy (Moi Drodzy Uczniowie) dziwiliście się, kiedy powiedziałam, że moje listy miały nawet po 20 stron. Cóż, nic w tym dziwnego, kiedy chciało się opisać wszystko, co miało miejsce w danym tygodniu czy miesiącu. 

Tak sobie myślę, że listy uczyły piszących je opowiadać. Nie pisać sztuczne, formalne sprawozdania, ale w sposób interesujący prezentować wydarzenia ze swojego życia. Ponadto, jeśli się te wydarzenia prezentuje, to się o nich myśli, a jeśli myśli, istnieje szansa, że się przemyśli i może jakieś wnioski wyciągnie? 🙂

Sztuka pisania listów prywatnych zamiera, choć w szkole ciągle się jej uczymy, poznając przy okazji wypadające z języka młodych słowa: epistolografia, papeteria, filatelistyka. Zawsze zadaję uczniom pytanie: po co? Skoro ludzie nie piszą listów, po co uczyć się ich pisania? Cóż, nie powiedziałam tego na lekcji, ale uważam, że to bardzo ładna forma. Kto wie, może ktoś kiedyś, w przyszłości, postanowi jednak wysłać jakiś list? Może te napisane na polskim nie będą jedynymi w życiu?
Zadawanie listów w ramach pracy domowej ma swoją długą tradycję, sięgającą przynajmniej XIX wieku ;)*. Wszak po lekcji wiemy, że zadawała je nawet Ania Shirley! Oto niezbite, literackie dowody (z Ani z Avonelea Lucy Maud Montgomery, gdyby ktoś przypadkiem nie wiedział…):
Pani nauczycielka ShiRley.
Zielone Wzorze
Kanada

ptaki.
Droga pani nauczycielko napiszę wypracowanie o ptakach, ptaki to bardzo użyteczne
zwierzęta, mój kot łapie ptaki. Nazywa się Wilhelm, ale tatuś woła na niego tom. jest cały
pasiasty i jedno ócho odmroził zeszłej zimy gdyby nie to byłby bardzo ładny. Mój wójek ma
kota, przywlukł się kiedyś do jego domu i nie chciał odejść, woj mówi, że jest mądrzejszy od
niejednego człowieka, pozwala mu spać na bójaku i ciocia mówi, że myśli o nim więcej, niż o
własnych dzieciach, to nie jest sprawiedliwie, trzeba być dobrym dla kota i dawać mu słodkie
mleko, ale nie trzeba być lepszym
niż dla dzieci, to wszystko co pamiętam, więc jóż nic więcej od

edward Clay
I ten o Bardzo Odważnej Ciotce (czytałam go na lekcji):
Szanowna Pani.
Opowiem pani coś o mojej Bardzo Odważnej Ciotce. Mieszka w Ontario i jednego
dnia, idąc do szkoły, zobaczyła obcego psa w podwórzu. Pochwyciła kij, zwaliła go mocno,
zagnała do stodoły i zamknęła. Zaraz nadszedł jakiś człowiek i szukał lwa, który uciekł z
menażerii. Ten niby pies, to był właśnie lew, a moja Bardzo Odważna Ciotka zagnała go
samym kijem do stodoły. Cud się stał, że on jej nie zjadł, ale to dlatego, że była Bardzo
Odważna. Janek Gillis powiada, że jeśli ona myślała, że to pies, to wcale nie była Odważna.
Ale Janek jest zazdrosny, bo on nie ma Odważnej Ciotki, tylko samych wujów. 

* Mrugnięcie okiem oznacza, żeby nie traktować tych słów zbyt dosłownie…