#Wędrowanie. Warto pojechać, warto się przejechać: Kopenhaga


Uncategorized / poniedziałek, luty 22nd, 2016

Uwaga, uwaga, dziś pani od polskiego napisze kilka słów o niedawnej wycieczce do Kopenhagi :). Tekst jest już drugim z cyklu #Wędrowanie. Po pierwszy zapraszam tu: #Wędrowanie. Jak było w Rzymie?

Zdjęcie na tle pałacu

Decyzja o wycieczce do Kopenhagi podjęta była a) szybko b) spontanicznie i dowodzi, że szybkie i spontaniczne decyzje mogą być dobrymi decyzjami :).
Kopenhaga, 14-17 lutego 2016
Transport: WizzAir do Malmo (98 zł), z lotniska Malmo na dworzec główny w Kopenhadze i z powrotem – Polcab (polska taksówka; 130 DKK w jedną stronę)
Zwiedzanie: pieszo, rowerem (wypożyczonym w hostelu) i pociągiem (do Helsingor, 130 DKK za bilet na 24 h)
Spanie: hostel, o ten: https://web.facebook.com/sleepinheaven.

Pierwsze wrażenie

Cóż, przyznam, że pierwszego popołudnia i wieczoru stolica Danii nie powaliła mnie na kolana. Do czasu aż zobaczyłam światełka dookoła Round Tower i świece na chodnikach, ciągnące się nie wiadomo skąd i dokąd… Dziś już wiem, skąd wzięły się w mieście – nie z powodu walentynek, o nie… Niemniej jednak były głęboko różowe, ciepło pachniały i wyglądały pięknie, szczególnie na moście i wzdłuż brzegu kanału.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Lekcje Polskiego (@lekcje_polskiego) 19 Lut, 2016 o 6:44 PST

Drugie wrażenie

Wieczorem, w hostelu, przyszedł czas na planowanie zwiedzania. Rozłożyliśmy mapę zdobytą w informacji turystycznej (wychodząc z dworca kolejowego, spójrz w lewo…) i zaznaczyliśmy miejsca, które chcielibyśmy zobaczyć.

Dla własnej pamięci i na potrzeby tego wpisu naniosłam te miejsca na mapę Google. Link do mapy Kopenhagi (i okolic) z zaznaczonymi miejscami, które odwiedziliśmy:  Kopenhaga, luty 2016.

A niżej mapa w wersji statycznej.

Kopenhaga nie jest wielką metropolią i można wszystkie zaznaczone miejsca zobaczyć w jeden dzień. Oczywiście pod warunkiem, że weźmie się przykład z mieszkańców i będzie się poruszać po mieście rowerem. My swoje wypożyczyliśmy w hostelu. Opłata za nie to były najlepiej wydane  tego dnia pieniądze (prawie… ;)).

DSC_0065

Strategia zwiedzania

Pisałam, że bardzo lubię zwiedzać muzea, tym razem jednak pogoda była wybitnie niemuzealna. Świeciło słońce, nie było bardzo zimno… Idealny dzień na to, by po prostu włóczyć się po ulicach miasta, zobaczyć z zewnątrz turystyczne atrakcje, zrobić kilka(set) zdjęć, odwiedzić cmentarz, który jest parkiem (bądź park, który jest cmentarzem), posiedzieć na ławce pod pomnikiem Andersena, zjeść obiad w nowoczesnej bibliotece, podziwiać równie nowoczesny budynek opery, czy zapuścić się w podejrzane uliczki hippisowskiej Christianii, a na koniec wypić herbatę w knajpie naprzeciwko biblioteki uniwersyteckiej, do której niestety nie udało się wejść… Tym razem.

Udało się za to przejechać kilka kilometrów kopenhaskimi ulicami, posiedzieć na słońcu, dać się przewiać, zobaczyć biedną syrenkę, być częścią pięknego rowerowego tłumu. Tak, bycie częścią tego tłumu było chyba najważniejszym turystycznym doznaniem wyjazdu.


Assistens Cemetery

Andersen i jego młody fan

Black Diamond

Opera

Zamek, w którym próżno szukać sypialni Hamleta

We wtorek wybyliśmy z Kopenhagi odwiedzić zamek Hamleta w Helsingor. Neurotycznego księcia Danii nie zastaliśmy, za to mnie cały czas zdumiewał fenomen literackich obrazów włożonych nam do głów przez Szekspira – i nie tylko. Zamek Hamleta, balkon Julii w Weronie, sklep Wokulskiego w Warszawie… Miejsca, które nie istniały, ale zyskały jakiś byt.

Literatura ma jednak potężną moc :).

Nie weszliśmy do zamku (w końcu i tak Hamlet tam nie mieszkał!), ale powłóczyliśmy się po murach, zeszliśmy nad morze, skąd widać było Szwecję, przeszliśmy się po niewielkim miasteczku i wróciliśmy do stolicy cichym, słonecznym pociągiem.

Zamek Kronborg

Taki kontrast

Bez pośpiechu

Przed wyjazdem nie udało mi się ustalić, pod jakim adresem w Kopenhadze mieszkał Jarosław Iwaszkiewicz, a chciałam zobaczyć to miejsce. Nie widzieliśmy domu Andersena, nie weszliśmy do Opery, nie widzieliśmy żadnego obrazu w żadnym w tutejszych muzeów, ani żadnej rzeźby, ani instalacji, ani słynnego zegara w Ratuszu. Przez dwa i pół dnia byliśmy jednak częścią miasta, nie spieszyliśmy się nigdzie, nie niecierpliwili, przebywali na świeżym powietrzu, patrzyli, jeździli, mówili i słuchali. 

Warto było pojechać do Kopenhagi


Z każdego wyjazdu przywożę inne wrażenia. Z Rzymu przywiozłam warstwy, z gór przynoszę zwykle zmęczenie i radość odpoczynku, z Camino przyszło za mną piękno drogi i tęsknota za nią oraz poczucie więzi z obcymi ludźmi, a z Kopenhagi… Z Kopenhagi przyleciał ze mną spokój, z którym teraz siadam do pracy :).


Widok z placu przed Ratuszem