Z początkiem każdych wakacji obiecuję sobie, że w nowy rok szkolny wejdę z dokładnie dopracowanym planem pracy, w którym przewidziane zostaną wszystkie możliwe trudności, potrzeba powtórzenia materiału, konieczność przeprowadzenia sprawdzianów i kartkówek, omówienia prac, nie mówiąc już o zajęciach przepadających z powodu wycieczek, wyjść, projektów, prób, zawodów… Że co drugi mój pomysł będzie genialny, porwie uczniów, którzy będą pracować bardziej niż chętnie.
Tymczasem…
W każdy nowy rok szkolny wchodzę trochę tak, jak wchodzi się do jeziora. Powietrze wokół jest ciepłe i woda też powinna być. Robimy krok… Drugi… Trzeci… Woda wcale nie jest ciepła! Brrr, po co my w ogóle do niej wchodziliśmy? Można było zostać na brzegu i napawać się krajobrazem.
No dobra. Stojąc po pas w wodzie mamy dwa wyjścia – wychodzimy albo się zanurzamy. Najlepiej od razu z głową. Liczymy więc do trzech (ewentualnie do stu) i… PLUSK! Zanurzamy się, wynurzamy, parskamy, machamy kończynami, aż w końcu okazuje się, że woda jest ciepła. Przyjemna. Nabieramy sił i ochoty na przepłynięcie całego jeziora wzdłuż i wszerz.
Zaplanować niezaplanowane
Lubię wracać do szkoły. Lubię swoją pracę. Może nie mam w 100% dopracowanego planu pracy na rok 2016/2017, ale jakiś mam. Muszę mieć, to nie podlega dyskusji. Z doświadczenia wiem jednak, że w ciągu roku będę ten plan modyfikować. Dostosowywać. Do głowy przyjdą mi nowe, ciekawsze niż teraz, pomysły. Tekst z podręcznika, który „nie chwyci”, zastąpię innym. Wymyślę quiz, grę, wypracowanie, test, kontekst literacki, muzyczny, filmowy… Coś, co teraz nie przychodzi mi do głowy.
Nie będę rezygnować z dobrych, nowych pomysłów tylko dlatego, że nie ujęłam ich w planie pracy.
Plany są dla ucznia i nauczyciela, a nie na odwrót
Nie przerwę ciekawej dyskusji, która przeciąga się jedną lekcję za dużo, nie zrezygnuję z aktywizacji uczniów, z intrygującego tekstu tylko dlatego, że mam jakiś plan. Plan zawsze mogę zmodyfikować.
Czasu na zrealizowanie podstawy programowej i omówienie wszystkich lektur w SP i gimnazjum na pewno mi nie zabraknie. Bez żalu wykreślę jednak z planu nieciekawy (pojęcie oczywiście względne) tekst z podręcznika, a nawet… z podręcznika zrezygnuję.
Szkoły nieelastyczne, elastyczni nauczyciele
Słyszałam, że są szkoły, w których nauczyciele muszą kurczowo trzymać się oddanego we wrześniu planu. Uważam, że – przynajmniej jeśli chodzi o język polski – coś takiego mija się z celem i warto rozmawiać z przełożonymi o swoich planach, modyfikować je, uaktualniać. Być elastyczną w nieelastycznej placówce. Pracujesz w takiej? Daj znać, jak radzisz sobie z tym problemem.
Co biorę pod uwagę, planując pracę?
Planując pracę na każdy kolejny rok szkolny mam zawsze w pamięci trzy rzeczy:
- podstawę programową,
- dobro ucznia i moje albo moje i ucznia – kolejność bez znaczenia, bo te dwie kwestie są dla mnie ze sobą połączone,
- słowa dra Stanisława Bortnowskiego o rozkładzie materiału jako projekcie do weryfikacji i jego uwagi o konieczności selekcji materiału, o wykreślaniu treści, dzieleniu materiału na cykle z Przewodnika po sztuce uczenia literatury. UWAGA! Niżej dłuższy cytat.
Algorytm działań sensownych wg Stanisława Bortnowskiego
Moim obowiązkiem jest zaprogramować taki wzór postępowania, który okaże się najmniej uciążliwy dla nauczyciela i zarazem uwzględni argumenty zwolenników ścisłości. Oto poszczególne etapy w pracy nad rozkładem materiału:
· obliczam, iloma godzinami lekcyjnymi dysponuję w ciągu roku;
· odejmuję od 10 do 15 proc. Na klasówki, testy oraz wycieczki, choroby, święta, egzaminy i inne sytuacje, które mogą spowodować nieobecność moją lub klasy;
· przeznaczam na dłuższe lektury obowiązkowe tyle godzin, aby w miarę solidnie je omówić (ewentualnie zaznaczam też w brudnopisie lektury nadobowiązkowe);
· podejmuję decyzję, które teksty z podręcznika chcę uwzględnić i ile zajmie mi to czasu (im niższa klasa, tym większa zależność od podręcznika, w liceach w grę wchodzić mogą materiały źródłowe i eseje);
· ustalam na podstawie podręcznika i własnej inwencji, ile osobnych lekcji przeznaczę na szeroko pojęte kształcenie językowe (przekazanie wiedzy i ćwiczenia);
· dodaję godziny na film, teatr, telewizję, muzea itp.
· Dokonuję bilansu godzin i w zależności od wyniku dodaję jakieś tematy lub odejmuję (z żalem, lecz ze zrozumieniem konieczności);
· dzielę materiał na cykle, o ile oczywiście taki sposób pracy wybrałem;
· sporządzam tabelę i wypełniam następujące rubryki: 1. Temat cyklu zajęć (jeśli planuję pracę w cyklach). 2. Tematy lekcji lub materiał, 3. Orientacyjna liczba godzin (od… do…) 4. Wszelkie uwagi, które na początku roku chciałbym zanotować.
Uwagi te mogą np. dotyczyć pojęć, umiejętności, ćwiczeń i zadań, metod, wymagań, form lekcji, mogą być bardzo krótkie lub rozbudowane, tak czy owak powinny całkowicie zależeć ode mnie, dopuszczam tym samym za Marią Nagajową ich nieistnienie, nie zakładam też pisania osobnych rubryk w rubryce. Preferowana forma zapisu uwag: pojedyncze wyrazy lub krótkie zdania.Tak pomyślany rozkład materiału będzie mi służył w swej wersji oryginalnej, o ile jestem doświadczonym nauczycielem i znam klasę, w której uczę. Jeśli zaczynam pracę nauczycielską lub z klasą stykam się po raz pierwszy, rozkład nauczania będzie tylko projektem do weryfikacji.
Powinien założyć możliwość realizowania pewnych haseł w kilku wariantach, w zależności od wyboru uczniów. Otwartość planu, możliwość zmian, niedookreślenie poszczególnych punktów to jego bezwzględne zalety.
Niniejsze rozważania zamknę cytatem z ABC metodyki: „Forma rozkładu nauczania jest sprawą nauczyciela, tworzy on bowiem rozkład dla siebie jako podstawę organizacyjną własnej pracy”. Podkreślam, że jest to praca z konkretną klasą w konkretnej szkole i że tak zwane gotowce mogą tylko inspirować, a ich przepisywanie i kserowanie budzi we mnie uczucie wstydu i zażenowania.
S. Bortnowski, Przewodnik po sztuce uczenia literatury, Warszawa 2005, s. 93-94.
Dzisiaj z planowania jestem noga
Zaczynam dziewiąty rok szkolny (2016/2017) i dziś czuję, że z planowania jestem noga. Uczę tylko dwie klasy. Plan dla jednej już mam. Wiem, że jest niedoskonały, że zapewne część tematów wyfrunie z niego w trakcie roku, że pojawią się inne teksty. W tej klasie pracuję z podręcznikiem.
Planu numer dwa jeszcze nie mam opracowanego w całości. Jest początek – w miarę uporządkowany, stworzony jeszcze w czerwcu, a potem notatki i luźne pomysły. Nie zrozumcie mnie źle – dobrze wiem, co mam zrobić w tej klasie, jednak umieszczenie wszystkiego w tabeli i zliczenie godzin trochę mnie przytłacza. Po raz pierwszy układam plan zupełnie sama. W tej klasie zrezygnowałam z podręcznika, muszę więc od samego początku być szczególnie uważna i niczego nie przegapić.
Mam lektury – prozę, poezję, dramat – filmy, programy telewizyjne, przekazy audowizualne. Mam formy wypowiedzi – te do powtórki i te zupełnie nowe (jak CV). Mam wiedzę gramatyczną do uporządkowania. I wiecie co? Zanim dopieszczę swój plan, zapytam klasy, jak chciałaby pracować :). W końcu oni też są odpowiedzialni za swoją naukę.
Najchętniej oddałabym dyrekcji plan pracy w formie… mapy myśli. Chyba zanim wpiszę wszystko do porządnej tabeli, przystąpię do rysowania. To mi jakoś pomoże zanurzyć się w tej zimnej wodzie ;). Czuję się trochę jak uczeń, który na kolanie o czwartej nad ranem odrabia zadanie, na którego wykonanie miał miesiąc. Nie zamierzam jednak ukrywać, że nauczyciel też człowiek i zdarza mu się mieć trudności z tym i owym.
A Wy jak radzicie sobie z planowaniem pracy w Waszych klasach? Odpowiedzcie, jestem bardzo ciekawa!
"Z ust mi to wyjęłaś" 😉 Pracuję nieco dłużej (34), czuję się pewnie w mojej pracy, za to, co i jak robię biorę odpowiedzialność dlatego niektóre tematy "odpuszczam" a inne "dopieszczam". Podziwiam Twoją "twórczą swobodę" i jestem pewna, że Twoi uczniowie są nauczeni i zadowoleni a to jest najważniejsze.
Dziękuję za miłe słowa :). W tym roku chciałabym jednak, aby moja twórcza swoboda miała bardziej zwarte ramy. Bardzo zależy mi na dobrych lekcjach w III gimnazjum, czyli w klasie, w której w tym roku nie mam podręcznika :). Proszę trzymać kciuki!
Im dłużej pracuję, tym większe trudności z ogarnięciem sensownego planu materiału. Dużo powyrzucałam, a ciągle za mało godzin… A w ciągu roku znowu zmienia się wszystko, coś się wydłuży, coś skróci, doda się też trochę 🙂 Tak ma widocznie być. Gdybym umiała zaplanować co do chwili cały rok w formie tabeli, przestałabym być w tym wszystkim człowiekiem.
Dokładnie! Ja coraz bardziej przekonuję się, że jednak co własny plan, to własny. Choć nie jest łatwo sobie to wszystko rozpisać, to jednak mam większą kontrolę nad tym, co pojawia się na lekcjach. Myślę, że zmusi mnie to też do bardziej uważnego przygotowywania się na nie. W końcu nie będę mogła powiedzieć: "Otwórzcie podręcznik na stronie…" 😀
Tak naprawdę co roku dla każdej klasy powinno się tworzyć nowy plan. Tylko wiemy, że jest to dość czasochłonne…
Można zaplanować coś i nawet trzeba to fakt, ale szkolna rzeczywistość zawsze to weryfikuje. Sama nie jestem i nigdy nie będę nauczycielką, ale zawsze podziwiam osoby, które potrafią te wszystkie nawet najmniejsze detale w pracy nauczyciela idealnie dograć i zorganizować. Nie mówiąc już o sprostaniu wymaganiom programowym oraz oczekiwaniom uczniów i rodziców.
[…] planowaniu całego roku już pisałam dramatyczne treści. Ostatecznie udało mi się – po rozpisaniu wszystkiego w formie mapy mentalnej – […]