Ania, nie Anna, nie Andzia, nie Ann – bohaterka, której nie znacie


Film, Lekcja, Lektura, Literatura / czwartek, czerwiec 1st, 2017
Najpierw obejrzycie sobie czołówkę serialu Ania, nie Anna wyprodukowanego przez Netflix (we współpracy z telewizją kanadyjską). Premiera – 12 maja 2017.

Już? Doskonale! Piosenka wpada w ucho, grafika cieszy oko, wydrapane na korze drzew cytaty z książki radują serce i wszystko to razem zapowiada pogodną, łagodną, znaną nam dobrze opowieść.

Otóż nie.

To jest Ania, jaką znacie i jednocześnie Ania, jakiej nie znacie. W sumie wszystko zależy od tego, jaką Anię przedstawił wam wasz nauczyciel w szkole podstawowej. Ja z lekcji najbardziej pamiętam pracę domową – portret Ani. Narysowałam przeciętnej urody dziewczynkę o płomiennorudych włosach. Tło portretu stanowiły kolorowe, rozmazane plamy, będące metaforą wyobraźni głównej bohaterki.

Moja Ania nie była tak ładna jak grająca tę postać w serialu z 1985 roku Megan Follows. Była chuda, miała duże oczy i usta – tak, jak to opisała Maud Montgomery. Prawie żałuję, że ten malunek (bo plakatówkami) zachował się tylko w mojej wyobraźni.

Ania stała się jedną z najważniejszych w moim życiu powieściowych bohaterek, a jej autorka – jedną z najważniejszych kobiet. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że bardzo dobrze znam jej twórczość. Każdy by tak znał, gdyby przeczytał jej książki tyle razy, ile ja. I to w różnych przekładach! O samej autorce wiem sporo, ale jeszcze niewiele. Wciąż przede mną lektura drugiego i kolejnych tomów jej pamiętników. Te wydane po polsku czytałam już kilka razy.

Przemoc

Oglądając Anię, nie Annę nabierałam przekonania, że twórcy serialu bardzo uważnie przeczytali powieść. Między wierszami optymistycznej opowieści o wygadanej sierotce znaleźli to, na co ja wpadłam stosunkowo niedawno, bo rok temu, kiedy przygotowywałam się do omawiania Ani z Zielonego Wzgórza z szóstą klasą.

Ania… to historia o przemocy. Przeczytajcie jeszcze raz pierwsze rozdziały. Pani Lynde dziwi się, Mateusz dziwi się, Maryla się dziwi i… Ania się dziwi. Każde z trochę innego powodu.

Kim jest sierota? Kimś, na kogo trzeba uważać, bezpańskim obcym o nieznanych korzeniach, któremu przypisuje się złośliwość i chęć stosowania przemocy. Dlaczego rodzeństwo chce przygarnąć chłopca? Aby pomagał Mateuszowi w gospodarstwie. Jak łatwo mówi o tym Maryla – bez choćby cienia radosnego oczekiwania na dziecko, które ma się pojawić w jej domu.

Chłopiec, którego chcą adoptować Cuthbertowie będzie pełnił rolę kolejnego sprzętu gospodarstwa domowego lub kolejnego zwierzęcia. Przygarnięty nie dla samego siebie, ale dla funkcji, którą ma spełniać.

Zjawia się jednak dziewczynka

Jest to dziewczynka z przeszłością. Mroczną przeszłością. Co prawda nie wsypała nigdy strychniny do studni i nie ma w niej zła, o które wszystkie sieroty posądza pani Lynde. To całkiem rozsądna istota, oczytana, wygadana – ale przecież nie pyskata. Umie o siebie zadbać, bo inaczej jak przetrwałaby jedenaście lat swojego życia w roli wyrzutka? Służącej, niańki i domowego popychadła?

Maryla chce oddać Anię.

Czy kiedyś, podczas omawiania tej książki z uczniami, pomyśleliście, że to niemożliwe, by dziecko, które od niemowlęctwa było dla swoich kolejnych opiekunów jedynie balastem, zachowywało się tak normalnie jak Ania Shirley? Żaden z dorosłych nie dał jej nigdy miłości, czułości i zrozumienia. Nikt. A jednak nie ma żadnej traumy, choroby sierocej, nic. Zero powracających złych wspomnień, poczucia niepewności jutra.

Czytając jako dzieci, czytając pobieżnie jako dorośli, widzimy tylko to [koniecznie obejrzyjcie].

Złe wychowanie

Tymczasem twórcy serialu Ania, nie Anna dokonali rereading i reintepretation i to, co w samej powieści było zmarginalizowane, wyciągnęli na światło dzienne. Ania Shirley 2017 jest od czasu do czasu nękana przez wspomnienia dzieciństwa pełnego przemocy. Stara się je jakoś zagadać, przykryć wyobraźnią. Dziewczynka żyje w dwóch rzeczywistościach – prawdziwej i życzeniowej. Uciekanie w świat marzeń to jej sposób na radzenie sobie z przemocą i złem, których doświadcza.

Znaczący jest moment, w którym poznajemy Anię. Popatrzcie.

Delikatne odbicie w szybie, zupełnie jakby dziewczynka szukała w niej oparcia swojej wyimaginowanej przyjaciółki – Katie Maurice. Dodajmy, że pewnego dnia odnajdzie ją, ukrytą w  drzwiach witryny na Zielonym Wzgórzu. Będzie to wtedy, kiedy bohaterka zamknie się w sobie, a nawet – ucieknie do wewnątrz. Kiedy? Po tym, jak zostanie poniżona w szkole przez nauczyciela.

Tak, wątku tej osobliwej emigracji wewnętrznej albo objawów choroby psychicznej nie ma w powieści. Uważam jednak, że dobrze się stało, iż znalazł się w serialu. Ania 2017 to nie pogodny człowiek z żelaza. To skrzywdzone dziecko, które ma prawo do uczuć negatywnych i których nie potrafi, a może nie chce, tłumić.

„Źle wychowana” = wychowana w zły sposób. Co ciekawe, obie Anie – książkowa i serialowa – zostały wychowane w tych samych warunkach. Ale ta pierwsza szybko o tym zapomina. Skoro ona, to za nią też czytelnik, który od chwili przyjęcia dziewczynki na Zielone Wzgórze śledzi tylko jej mniej i bardziej zabawne przygody oraz wpadki.

Ciało

Ania, nie Anna ma ciało. Ciało chude, zabiedzone, brzydko ubrane. Ciało, które cierpiało poniżenie: otrzymywało lanie i było dręczone przez koleżanki z sierocińca. W Ani z Zielonego Wzgórza nie ma mowy o przemocy fizycznej, ale jej ukazanie w serialu uważam za zasadne. Końcówka XIX wieku to chyba nie był czas, kiedy mówiło się o prawach dziecka, także o prawu do nietykalności fizycznej. Skoro wobec Ani stosowana była przemoc psychiczna, można przypuszczać, że fizyczna także.

Poza tym Ania jest dorastającą dziewczynką, zatem pewnej nocy przytrafia jej się coś, co prędzej czy później każdej dziewczynce się przydarzy. Zrozpaczona Ania dostaje miesiączki. Ten odcinek uważam za jeden z lepszych. Więcej nie zdradzę.

Ania nie wie, czym jest menstruacja, ale (nie)doskonale wie, skąd się biorą dzieci. Swoją (nie)wiedzą szczerze i bez złych zamiarów dzieli się z koleżankami ze szkoły. To, co powiedziała, sprawia, że jedna z matek – nota bene należąca do koła postępowych matek – nazywa Anię „ladacznicą”. Nieoczekiwanie surowa, trzymająca się określonych zasad Maryla, bierze wychowankę w obronę. A mnie – wydawałoby się już świadomemu czytelnikowi – ponownie otwierają się oczy.

Maryla mówi pani Pye:

Może pani winić Anię za jej słowa, ale nie za to, co przeżyła, ani czego była świadkiem.

Co mi się nie podoba?

Jest kilka takich rzeczy. Zakończenie mi się nie podoba. I…

Hm, w sumie to tyle jestem w stanie sobie przypomnieć. Mam nadzieję, że twórcy serialu nakręcą kolejny sezon i nie namieszają za dużo w fabule. To zrobiła już z powodzeniem wytwórnia Sullivana, wysyłając Anię Blythe na front I wojny światowej.

Polecam inne posty o Ani Shirley – związane z omawianiem lektury w SP: Ania z Zielonego Wzgórza, zwłaszcza ten: Dzieci, które żyją w samotności. Współcześnie o…

Wszystkim nauczycielom polecam krytyczną lekturę serialu Ania, nie Anna (dostępny na platformie Netflix).  Jeśli już oglądaliście, podzielcie się wrażeniami.

 

Użyte we wpisie zdjęcia są zrzutami ekranu, które wykonałam, oglądając serial.

9 Replies to “Ania, nie Anna, nie Andzia, nie Ann – bohaterka, której nie znacie”

  1. Mnie ta Ania trochę nie przekonuje. Czasy były ciężkie,ale jednak wydaje mi się że wyolbrzymiono przemoc żeby pokazać… no własnie co? Ciężkość życia? No tak, ale to była książka dla dzieci, więc nie powinna być aż tak ciężka, aby nie dało się jej czytać bez dreszczu przerażenia.
    Być może jestem nieobiektywna bo opieram się tylko na zwiastunach…

    1. Zachęcam zatem do obejrzenia pierwszego odcinka. Może wciągnie na tyle, że obejrzysz resztę :).

      Moim zdaniem podkreślono przemoc, żeby pokazać, że ona po prostu była i jest w tej opowieści. Tylko my zwracamy uwagę oraz chcemy pamiętać tylko dobre zakończenia. A życie przecież takie nie jest. Problemy i traumy z dzieciństwa nie znikają w cudowny sposób. Niestety :(.

  2. Uwielbiałam wszystkie tomy o Ani. Stary film też, ale uważam, że filmowa Ania jest zbyt ładna i nijak się mają jej kompleksy związane z wyglądam do jej wyglądu. Wiem, wiem, własna ocena może być kompletnie odrealniona, ale gdyby powieściowa Ani była taka ładna, to budziłaby więcej sympatii otoczenia, a przecież opowieści Ani o przeszłości pełne są niemiłych wspomnień. Opiekowała się tyloma dziećmi, widziała to i owo, przeżyła niejedno. Wcale się nie dziwię, że zaczęła słowotokiem zagłuszać owe wspomnienia. I wcale się nie dziwię twórcom nowego serialu, że spojrzeli na to od tej strony. Jestem bardzo ciekawa serialu, ale nie mam telewizji, więc pewnie nie obejrzę…

Comments are closed.