Nie wiesz, od czego zacząć? Zacznij od definicji!
Zaburzenie dysocjacyjne tożsamości (osobowość mnoga, osobowość naprzemienna, osobowość wieloraka, rozdwojenie osobowości, rozdwojenie jaźni, ang. multiple personality, dissociative identity disorder, DID) – zaburzenie dysocjacyjne, polegające na występowaniu przynajmniej dwóch osobowości u jednej osoby. Zazwyczaj poszczególne osobowości nie wiedzą o istnieniu pozostałych.
Tak, pierwsze koty za płoty… A teraz drugie, żeby nie było, że potrafię uprawiać tylko chwytliwe krytykanctwo – lubię Syzyfowe prace Stefana Żeromskiego.
I jest to jedyny utwór tego autora z kanonu moich lektur szkolnych, który prawdziwie lubię. Było to uczucie trudne. Marcinek Borowicz to dla mnie dalej wkurzający typ i jego wędrówka ku polskości jakoś słabo mnie interesuje. Andrzej Radek wydaje się nieco bardziej z krwi i kości, choć w sumie z jego wątku w pamięci utkwił mi bardziej nauczyciel, który Radka uchronił przed losem Janka Muzykanta czy innego bosonogiego Antka. Na drodze do pełnej sympatii dla postaci pierwszoplanowych stoi mi typ narracji i, szczerze powiedziawszy, polubiłam tę historię dopiero po obejrzeniu serialu na motywach. Jako nauczycielka omawiałam Syzyfowe… dwa czy trzy razy i odkryłam ten tekst na nowo.
Czymże jest bowiem czytanie, jeśli nie ciągłym odkrywaniem w tekście nowych treści? Aktualizowaniem tego, co stare, stawianiem rzeczy we współczesnym kontekście?
Strajk nauczycieli plus wypowiedzi moich obserwatorów na Instagramie skłoniły mnie do ponownego przemyślenia Syzyfowych prac jako lektury szkolnej. Doszłam do tego, że wpisanie tego utworu na listę lektur to chyba efekt jakiegoś metaforycznego rozdwojenia jaźni. Albo też nieznajomości tekstu Żeromskiego. Lub też znajomości powierzchownej.
O czym są Syzyfowe prace
Mamy tu rzecz jasna kilka wątków. Przyjrzyjmy się temu szkolnemu.
Nauczyciele sportretowani w powieści to w większości Rosjanie. Czy są dobrymi nauczycielami? Ależ nie! Czy są dobrymi ludźmi? Też raczej nie. Szkoła tutaj jest miejscem opresji wszelakiej, z rusyfikacją na czele. Nauczyciele muszą być sportretowani tak a nie inaczej, bo są wrogami polskości. Taka konwencja, ja to rozumiem. Jednocześnie uczniowie gimnazjum starają się je ukończyć, nie wspominając już, że do szkoły nie tak łatwo się dostać. Klerykowska szkoła jest furtką do dalszej edukacji. Młodzi ludzie za bardzo nie mają w czym wybierać, jeśli chodzi o miejsce, gdzie będą pobierać nauki – zawsze będzie do szkoła prowadzona przez zaborcę.
Wszyscy godzą się z tym jednak, chyba w myśl zasady, że cel uświęca środki oraz że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, chyba że kogoś stać na kształcenie za granicą (nie jest to wyrażone w powieści, to mój wniosek).
Podsumowując ten akapit, napiszę wielkimi literami: SZKOŁA jest ZŁA.
Rozpoczynając zaś kolejny akapit, napiszę: ale EDUKACJA jest DOBRA oraz FASCYNUJĄCA.
O jaką edukację chodzi?
Oczywiście o tę nieformalną, która odbywa się na „górce” u Gontali. A cóż to się działo podczas tych nocnych spotkań młodzieży męskiej z gimnazjum?
Duszą i kierownikiem był Zygier. Dzięki jego wpływowi kierunek i nastrój myślenia młodzieży kończącej gimnazjum zmienił się średnicowo. Nie wymagało to zresztą ani zbyt wielkiej erudycji, ani forsownego oddziaływania. Niby gwałtowny, za usunięciem stawidła, wybuch wody z jeziora skrytego przed oczyma tych młodzieńców, wwaliły się na obszary, które dotąd znali: wielka poezja wygnańcza, historia rewolucji i upadków, prawdziwa historia czynów ludu, a nie jego rządu, wieczyście nowa, krwią przesiąkła, pełna żywotów godnych pióra Plutarcha albo Carlyle’a… Ta samoistna, oryginalna kultura wciągnęła ich do swej głębi.
Tak, młodzieńczy zachwyt Literaturą przez wielkie „L”. Skąd ten zachwyt, tak naprawdę? Tłumaczy to sam narrator historii [wyróżnienia moje]:
Był to rezultat nieunikniony. Zakaz policyjny, traktujący geniusz Mickiewicza jako niebyły, usiłujący zniweczyć pamięć o czynach i życiu Kościuszki, wzmógł tylko ciekawość, energię badania i miłości. Czytano rzeczy „zabronione” ze zdwojoną starannością, uczono się ich namiętnie i z uniesieniem, czego nie byłoby może, gdyby te dzieła były legalnymi, jak pisma Puszkina i Gogola. W szafce wyrzuconej przez rodzinę Płoniewiczów do pokoju Radka mieściły się zniszczone, oddane na łaskę i niełaskę szczurom, utwory Mickiewicza i Słowackiego, Historia powstania listopadowego Maurycego Mochnackiego, mnóstwo pamiętników z r. 1831 i 63, broszury polityczne, wydanie pisarzy okresu Zygmuntowskiego, przekład Boskiej Komedii, dzieł Szekspira, powieści Wiktora Hugo, Balzaka itd., wreszcie dosyć utworów literatury „miejscowej”.
Gimnazjaliści pochłaniali zakazane dzieła tak, jak dzisiejsi licealiści wódkę na wycieczce klasowej – potajemnie, szybko i ze smakiem:
Radek przełknął to wszystko naprzód sam w ciągu trzechletniej samotności, a gdy się zaznajomił z Zygierem i ósmoklasistami, nosił rzecz po rzeczy na zebrania. Każda przyniesiona książka była nowością, do której rzucano się z takim zaciekawieniem, z jakim dziś czyta się telegraficzne wiadomości w ostatnim dzienniku o najświeższych zdarzeniach w świecie politycznym.
Zaraz potem Żeromski pisze jakie uniesienia przeżywała dusza Borowicza po lekturze Dziadów, ale cytat jest TLDR ;).
Powróćmy do tytułowego rozdwojenia jaźni
W Syzyfowych pracach pokazane jest to, że zakazane kusi, fascynuje, wciąga. Mickiewicz kusi, Słowacki kusi. To, co rosyjskie, w tym szkoła, nie kusi, ale człowiek musi… Inaczej pozostaje bez wykształcenia.
W Syzyfowych pracach gloryfikuje się uczenie tego, co polskie oraz uczenie się tego, na co się rzeczywiście ma ochotę. Temat spotkań u Gontali na pewno pojawi się podczas omawiania tej lektury w szkole podstawowej. Temat bycia Polakiem też się pojawi. Powiemy zapewne, jakie to super, że uczniowie zachowali polską duszę pod zaborami. Jakie to piękne, jakie to szlachetne. Że tak trzeba. Że trzeba dbać o swoją kulturę. Że mamy WIELKIE SZCZĘŚCIE, że dziś możemy się uczyć polskiego w polskiej szkole. Historii w polskiej szkole. Jak to dobrze, że mamy polskich nauczycieli, tak dobrze wykształconych, którzy są w szkole po to, żeby nie trzeba było się po kątach kryć z Mickiewiczem i powstaniem styczniowym. Dzięki tym nauczycielom mowy polskiej w gębie nie zapomnimy, skąd jesteśmy nie zapomnimy i gdzie jesteśmy będziemy wiedzieć. Wszak o to walczyliśmy pod tymi zaborami.
O polską szkołę, o polskich nauczycieli, którzy dzieje ojców naszych podadzą dalej.
Hurra, mamy to!
I co? I nic. A nawet więcej niż nic.
Te same osoby, które podpisały się pod tym, że mamy czytać w szkole Syzyfowe prace, teraz…