Opowieści insiprowane obrazami


Uncategorized / wtorek, czerwiec 15th, 2010
Wasze prace inspirowane obrazami bardzo mi się podobały. Każda z prac była inna i czytałam je z przyjemnością (błędy językowe już takiej przyjemności mi nie sprawiały).
Niektóre z obrazów, na podstawie których tworzyliście swoje historie, miałam okazję widzieć po raz pierwszy w życiu. Najbardziej przypadł mi do gustu ten wybrany przez Agnieszkę:

Obraz, wraz z jego historią oraz krótką analizą i porównaniem do znanego Wam Portretu małżonków Arnolfinich znajdziecie tu: http://ritabaum.pl/go.php?id=57&what=teksty (polecam!).

Poniżej zamieszczam również fragment opowiadania Kuby R. (wiemy, o kogo chodzi?) pt. Pętla.

Nexus
Niektórzy twierdzą, że to się nigdy nie wydarzyło, ale ja wiem co widziałem i gdzie byłem. Opowiem wam moją historię.

Drugi lutego. Chłodna noc. Nie sposób było zobaczyć cokolwiek w promieniu większym, niż 100 metrów. Byłem na działce z domkiem, położonej na zboczu góry, z dala od cywilizacji. Specjalnie wybrałem to miejsce, żeby nie było świadków. Przygotowywałem się do tego dnia miesiącami. Wiedziałem, że mam tylko jedno podejście. 22:20:35. Zostały mi tylko dwie minuty. Ostatnie przemyślenia. 22:21:00. Zostało ni mniej, ni więcej, tylko 60 sekund. A Jeśli się nie uda? Mój zegarek właśnie pokazał 22:21:45. Serce skoczyło mi do gardła. 22:21:55. Jeszcze 5, 4, 3, 2, 1.
Ku mojemu zdumieniu nic się nie stało. Spojrzałem zdziwiony na zegarek. 22:22:07. Nie udało się. Zatrząsłem ręką z niedowierzaniem. 22:22:15. Nie chce być inaczej. Zrezygnowany, już chciałem wracać do domku. Wybiła 22:22:22 i ktoś poklepał mnie po ramieniu.
To był on. Nareszcie. Już myślałem, że nie przyjdzie. W sumie mógłbym go nazwać „Ja”, ale o tym za chwilę. Pokazał mi palcem stronę, w którą miałem się udać. Wciąż nie dotarło do mnie, że się udało. Poszedłem w kierunku linii drzew. Tam czekał na mnie mój pojazd.
Prawdopodobnie teraz nadszedł właściwy czas by wyjaśnić, o co chodzi. Pewnego dnia wpadłem na genialny pomysł. W zasadzie to pomysł wpadł na mnie. 27 czerwca 2000 roku potrącił mnie samochód. Świadkowie mówią, że samochód jadący ponad 150 km/h w momencie uderzenia we mnie nawet nie zwolnił, co w sumie było logiczne ponieważ kierowca w środku był skupiony pisaniem SMS’a do żony. Moje, na szczęście, nieprzytomne już ciało, przeleciało 20 metrów i wylądowało na drzewie. Przez prawie rok byłem w śpiączce. Cudem jest, że przeżyłem, ale to jest nieważne. Ważne jest to, co widziałem. Będąc pół-martwy miałem wizję. 22 Lutego 2002 roku dokładnie o godzinie 22:22:22 czekałem w miejscu spotkania, na wcześniej wspomnianej działce. Miałem tam czekać na siebie. Tak, tak, na siebie. Siebie z przyszłości. Dlatego ta data jest taka ważna. Za dwadzieścia lat muszę zdobyć machinę czasu aby wrócić do tego momentu i przekazać ją samemu sobie z tego dnia.