Wakacje bohaterów literackich. Borejkowie na wczasach namiotowych


Literatura, Podróże / środa, czerwiec 19th, 2019

Pewnego deszczowego dnia 1979 roku zaczęła się wakacyjna przygoda Idy Borejko. Przygoda, która pozwoliła jej wydorośleć, a raczej – zapoczątkowała proces wychodzenia z lat cielęcych. Wyleczyła z hipochondrii, nauczyła walczyć o dobro w ludziach oraz wskazała kierunek rozwoju zawodowego.

Nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby jej rodzina nie zdecydowała się na wczasy namiotowe w okolicach Czaplinka nad Jeziorem Drawskim.

Akcja i przedakcja

Akcja Idy sierpniowej rozpoczyna się 1 sierpnia, ale ważne dla fabuły wydarzenia mają miejsce kilka dni, a może nawet tygodni wcześniej. Stanowią tzw. przedakcję, czyli po prostu wydarzenia, które rozgrywają się przed właściwą akcją powieści. W tym wypadku przedakcję stanowią wydarzenia rozgrywające się pod Czaplinkiem.

W środę 1 sierpnia piętnastoletnia Ida Borejko idzie do stryjka Józeczka i jego żony Felicji poprosić o drobną pożyczkę. Gdzieś podczas degustacji konfitury wiśniowej przygotowywanej przez ciotkę czytelnik dowiaduje się, że dziewczyna „od trzech dni żywiła się suchym chlebem i topionymi serkami najpodlejszego gatunku” (s. 8).

Jakież to wydarzenia zmusiły Idę do takiej diety?

Jezioro idealne na wczasy namiotowe

Stołówka i gotowanie na butanie

Nastolatka opowiada stryjostwu dlaczego uciekła z wczasów namiotowych nad Jeziorem Drawskim niedaleko Czaplinka.

Zatrzymajmy się przy określeniu „wczasy namiotowe”. W książce nie pada słowo „kemping” lub „wakacje pod namiotem”. Co ciekawe, z lektury krótkich fragmentów dotyczących tej formy wypoczynku wynika, że rodzina Borejków spędzała czas na polu namiotowym, które miało swojego kierownika i na którym znajdowała się stołówka:

Dzwonimy do Ciebie niemal co dzień – a zważ, że nie jest to łatwe na naszym polu namiotowym; kierownik uprzystępnia nam swoje biuro tylko wówczas, gdy czynna jest stołówka, wskutek czego osoba czekająca na połączenie traci gorący posiłek! (s. 39)

— pisał do córki ojciec Borejko.

Z kolei siostra Idy, Gabriela, tak ocenia jakość serwowanych w stołówce posiłków:

[…] Nie dziwię Ci się specjalnie, żeś zwiała […]. Ojciec nie może się do Ciebie dodzwonić. Traci przez to co dzień jeden z tych pysznych (tfu!) obiadków. (s. 41)

Stołówka była, telefon był. Najwyraźniej nie było natomiast… pryszniców, a świadomość ekologiczna nie istniała:

Nutria znów ma manię na mycie się kilka razy dziennie, w jeziorze jej za zimno, więc naturalnie ktoś musiał nosić jej wodę do namiotu i zarzewać na butanie. (s. 8)

Było polskie lato i cały czas padało

No dobrze, ale podłe obiadki i gotowanie wody do mycia na gazie to jeszcze nie powód, by zrobić rodzinie awanturę i wrócić do miasta PKS-em.

Co zatem poszło nie tak?

Powody można podzielić na dwie grupy. Grupa pierwsza – rodzina:

— Cześć, mała. Co robisz w Poznaniu? Nie podobało ci się nad Jeziorem Drawskim?

— Nie podobało – odparła Ida, z bulgotem przełykając herbatę.

— Z jakiego powodu?

— Z trzech powodów. Z powodu mojej siostry Gabrieli. I z powodu mojej siostry Nutrii. I z powodu mojej siostry Pulpecji. (s. 8)

Ida utrzymywała, że nawet na wakacjach była „domowym kopciuszkiem”, który tylko gary zmywał i zajmował się młodszymi siostrami.

Druga grupa to warunki atmosferyczne i geograficzne:

— […] Tak czy inaczej… wróciłam do Poznania, bo w namiocie nie można było już wytrzymać.

— Tylko mieszczuchy i cieplaje – rzekł stryj głosem zmienionym — nie mogą wytrzymać na łonie natury. Nie ma przyjemniejszych wakacji niż namiotowe.

— Rzeczywiście — odparła Ida z gryzącym sarkazmem. — Wszystko mokre: śpiwór, koce, materace, odzież i buty. Żadnego towarzystwa, bo tata specjalnie wybrał ustronne pustkowie, żeby odpocząć od wielkomiejskiego gwaru. Paru łysych wędkarzy, to wszystko.

— Cudowne warunki! – zapalił się stryj. – Mówisz, że gdzie to jest? W Czaplinku?

— Gdzie tam – burknęła Ida. – Daleko za Czaplinkiem, w zupełnej głuszy, na najbardziej prymitywnym polu namiotowym. Nie ma tam nawet sklepu, po byle co trzeba jeździć do Czaplinka. A kto jeździł, oczywiście?

— Ty, oczywiście […].

— Oczywiście nie ja, tylko Gaba. Bo jest starsza i mądrzejsza. Ale i o mnie nie zapomniano. Mogłam zmywać garnki! I nosić wodę. I to miały być wakacje! Więc kiedy w sobotę obudziłam się w śpiworze zalanym deszczem i potem nie mogłam włożyć dżinsów, bo były całkiem sztywne z wilgoci i zimna… nie wytrzymałam i wybuchnęłam. Powiedziałam, że wracam do domu. […] (s. 9-10)

Miasto kontra głusza

Ida Borejko uciekła z ustronnego pustkowia zaludnionego tylko kilkoma łysymi wędkarzami i nazbyt hałaśliwą rodziną, by odnaleźć swoje „ja” w mieście.

Zobaczcie, to ciekawe. Zwykle z odnajdywaniem swojego „ja” kojarzą się właśnie miejsca związane z naturą, ustronne, puste. Idealizujemy naturę, przypisując jej moc wydobywania z nas tego, co najlepsze, pomagania nam w przechodzeniu ze złego stanu w dobry. Przypomnijcie sobie postać Alexandra Supertrampa (Into the Wild/Wszystko za życie) i jego fascynację Alaską oraz życiem w głuszy. Albo chociaż Elsę z Krainy Lodu, wyśpiewującą swoje słynne „Mam tę moc” na górskim zaśnieżonym stoku.

Tymczasem Ida musi uciec z lasu, by móc się odnaleźć. Ważne dla procesu jej dojrzewania wydarzenia rozgrywają się w mieście, czyli przestrzeni kojarzonej z hałasem, brakiem samotności, pośpiechem, brakiem czasu na refleksję.

Nie o przestrzeń przecież w tym całym dojrzewaniu chodzi. W każdym razie nie o przestrzeń w znaczeniu dosłownym. Ida potrzebuje odciąć się od rodziny, nie od miejskiego życia. I, jak się okaże, poradzi sobie bez niej doskonale, ale – i tu kolejna ciekawa sprawa – nie odrzuci wartości w niej kultywowanych. Będzie cały czas się nimi kierować. Oczywiście nieświadomie. Jest po prostu dzieckiem swoich rodziców, tak a nie inaczej wychowanym.

Bez rodziny ani rusz

Rodzina Borejków wraca do domu 9 sierpnia i pomaga swojej kochanej córce przeistoczyć się w „zwiewnego motyla”. Nieco później z wczasów wraca także grupa ESD, również mająca swój udział w metamorfozie Idy. Jednak gdyby nie samotność, która była wynikiem złych warunków na wczasach namiotowych, rudej pannie Borejko nie udałoby tak szybko wyrwać się z roli „domowego kopciuszka” oraz zbyt emocjonalnie reagującej na świat hipochondryczki.

Wniosek – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!

A jak to było u Was – jeździliście pod namiot? Lubiliście to? Wakacje z rodziną czy bez? Z niecierpliwością czekam na Wasze odpowiedzi.

Źródło zdjęcia w nagłówku: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Cytaty pochodzą z wydania wyd. Signum 1992.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *