Uczniowie nie lubią sprawdzianów. Ja też.


Lekcja, Ocenianie / sobota, grudzień 3rd, 2016
Listopad zaczęłam rozważaniami o sprawdzianach, a w zasadzie podsumowaniem ankiety o tej formie weryfikowania uczniowskiej wiedzy. Z ankiety, którą wypełniliście (raz jeszcze dziękuję za to!), wynika, że wcale nie tak często robimy klasówki. Raz na miesiąc, raz na dwa-trzy. Pisaliście też, że nie przepadacie za tą formą sprawdzania wiedzy. Tutaj pełen wpis: Co z tymi sprawdzianami?
Być może zamiast pisać o sprawdzianach, powinnam tu i teraz ustosunkować się do opublikowanej na dniach podstawy programowej dla klas IV-VIII. Nie potrafię jednak chwilowo myśleć o tym bez oddawania się silnym i jednocześnie negatywnym emocjom. Poczekam, aż mi przejdzie i postaram się do jednej z ważniejszych dla mnie kwestii – lekturowych – podejść na chłodno. Możliwie, że mi się nie uda. Osoby, które śledzą mnie na Facebooku, wiedzą, że nie popieram reformy edukacji. Stare przysłowie mówi „Co nagle, to po diable” i moje doświadczenie życiowe potwierdza prawdziwość tej mądrości ludowej.
Tymczasem… Bardzo pracowity listopad przeszedł nagle w grudzień i wypadałoby temat sprawdzianów domknąć, zwłaszcza że jest on dla mnie równie ważny, co lista lektur i sposób ich omawiania, bo jest wyrazem mojego podejścia do nauczania.

Uczniowie nie lubią, ale…

Tak, coś mi się wydaje, że moi uczniowie nie za bardzo lubią sprawdziany. Wiem na pewno, że piszą ich w miesiącu całkiem sporo. Z biologii, matematyki, fizyki, chemii. Zaglądam do ich terminarza, żeby wpisać swój sprawdzian, kartkówkę czy lekturę, a tam – czerwono…

Oto twardy dowód. Zielone – to kartkówki. Czerwone – sprawdziany. Mocnym różem zaznaczono egzamin próbny.

Listopadowe sprawdziany i kartkówki w III gimnazjum. Każdego tygodnia coś.


Nie lubią, ale piszą. Bo muszą.

Nie lubią, ale w III gimnazjum zadeklarowali na początku roku, że chcieliby, aby ich wiedza była częściej sprawdzana. (Wyobraźcie sobie moją minę wtedy, hehe.) W tym roku szkolnym z polskiego napisali dwa sprawdziany oraz egzamin gimnazjalny (w ramach diagnozy). Nie uważam, by zrealizowane do tej pory tematy wymagały większej liczby klasówek. W grudniu czeka ich egzamin próbny. Natomiast w I gimnazjum dużego sprawdzianu z polskiego do tej pory nie było.
Nie lubią, ale pisać muszą. Dlaczego? Bo jest to najprostsza forma weryfikacji tego, co zostało w uczniowskich głowach. Bo jeśli będą musieli napisać sprawdzian, to powtórzą wiadomości, nauczą się i będziemy mieć dowód, że nasze wysiłki edukacyjne nie idą na marne. A czasem – przyznajcie to sami przed sobą, koleżanki i koledzy nauczyciele – piszą, bo chcecie im udowodnić, że się nie uczą, nie rozumieją i w ogóle są be. Pokazać, kto tu rządzi. Taka postawa jest mi całkowicie obca. Taka postawa dla mnie oznacza zawodową klęskę. (Ale przyznaję się do robienia w pierwszych latach pracy karnych kartkówek. Niezłośliwych! Może kiedyś o nich napiszę…)

Ponieważ mamy podstawy programowe, w których napisane jest, co uczeń po danym etapie edukacyjnym wiedzieć i umieć powinien i jesteśmy rozliczani z ich realizowania, normalnym jest, że chcemy sprawdzić poziom uczniowskiej wiedzy i umiejętności, choćby uczniowie płakali i błagali nas na kolanach, byśmy tego nie robili. Tak działa system zwany szkołą. Niestety.

Po co polski?

Na lekcjach polskiego, na moich lekcjach polskiego, zależy mi przede wszystkim na tym, aby uczniowie myśleli oraz mówili. Najchętniej, niczym pan Kleks, pootwierałabym im głowy i nalała tam oleju :). Oczywiście, aby rozwijać to ich myślenie i mówienie, muszę im dać odpowiednie narzędzia. Słowa, pojęcia, znaczenia, terminy. Umiejętność zwracania uwagi na ogół i szczegół. Na człowieka i świat go otaczający. Chcę – w ramach realizowanej podstawy oraz trochę ponad nią – pokazać różnorodność tego świata, a zarazem pewne pojęcia uniwersalne. To są dla mnie prawdziwe cele mojego przedmiotu.

To, co opisałam, trudno zweryfikować podczas zwyczajnego testu. Tutaj sprawdzi się jest się raczej dyskusja na lekcji, wypowiedź pisemna, kartkówka, praca nad problemem w grupie. Dlatego, przed sprawdzianem…

Zastanawiam się dwa razy

Myślę o sprawdzianie. Zaglądam w terminarz uczniów. Zastanawiam się jeszcze raz. I w głowie sobie zadaję pytanie: czy te wiadomości sprawdzę tylko na sprawdzianie? Inne pytania, które się tam pojawiają brzmią mniej więcej tak:
  • Czy zależy mi na tym, by akurat te konkretne wiadomości zostały opanowane na blaszkę i by uczeń mi udowodnił, że opanował?
  • Czy chcę, aby akurat tymi konkretnymi umiejętnościami wykazał się, mając za wroga czas przeznaczony na napisanie oraz grobową ciszę w klasie?
  • Czy zdążę przygotować sensowny sprawdzian z tego działu?
  • Czy sprawdzian, który przygotuję dla danej klasy, zdołam sprawdzić w ciągu dwóch godzin? (W przypadku sprawdzianów z wypracowaniem czas oczywiście się wydłuża.)
Jeśli odpowiedzi na powyższe pytania brzmią – tak!, to wpisuję sprawdzian do dziennika i zabieram się za jego układanie. Jeśli nie, planuję jakąś alternatywną metodę sprawdzenia wiedzy i umiejętności.

Alternatywa dla sprawdzianu

Pisałam już o tym wyżej. Zamiast dużego sprawdzianu raz na miesiąc czy dwa, wolę:
  • ułożyć kartkówkę. Świetnie sprawdza poziom opanowania pojęć, definicji itp.;
  • zrobić quiz interaktywny. Szaleństwo. Chcieliby grać cały czas;
  • zaplanować wypracowanie klasowe (rozprawkę, charakterystykę, sprawozdanie, opowiadanie);
  • zadać uczniom zadanie do wykonania w grupach na lekcji;
  • posłuchać wypowiedzi uczniów;
  • wymyślić jakąś grę powtórkowo-sprawdzającą;
  • zadać uczniom samodzielną pracę na lekcji, podczas której mogą zadawać pytania i korzystać ze swoich notatek oraz szkolnego księgozbioru.
Mogą podnieść się głosy, że w ten sposób

a) uczniowie będą mieć zbyt dobre oceny
Hm, ale w sumie to dlaczego ja mam stawiać tylko złe oceny? Ja się cieszę, że oni się mogą wykazać i dostać dobre… A kiedy dostaną złą ocenę, mogą ją poprawić. Dlaczego nie? Kogo do nauki zmotywowały złe oceny – ręka w górę.
b) uczniowie nie nauczą się zdawać testów
Spokojnie, spokojnie. Po to są egzaminy próbne, żeby się nauczyli. Po to jesteśmy my, by te egzaminy na lekcjach robić. Możemy też – co jest od kilku lat promowane u mnie w szkole – układać swoje sprawdziany, stosując typy pytań takie, jak na egzaminie gimnazjalnym.

Dla kogo to robimy?

Wypada się teraz zastanowić i szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, nie dlaczego, a dla kogo robimy sprawdziany. Nie pytałam Was o to w ankiecie, ale do głowy przyszło mi kilka powodów. Przeczytajcie i dajcie znać, z czym się utożsamiacie :).


Sprawdzian robię dla:
  • siebie – w ten sposób sprawdzam, czy informacje nadawane przeze mnie w ogóle docierają do uczniów,
  • uczniów – żeby wiedzieli, co idzie im dobrze, a nad czym jeszcze muszą popracować,
  • rodziców uczniów – bo nauczyciel, który nie robi sprawdzianów, to chyba nie umie uczyć! Jak to? Bez sprawdzianów? To oni niczego się w tej szkole nie uczą! Nic nie robią!
  • dyrekcji – bo sprawdzian to trening przed egzaminem zewnętrznym
  • świętego spokoju – …
  • ocen – żeby mieć co wstawić do dziennika
  • innych nauczycieli – skoro oni robią, to ja też. W innym wypadku będę od nich znacząco odbiegać.
  • inne – …

Sprawdzian z sensem

Ok. Jest decyzja. Będzie sprawdzian! Wpisujesz go do dziennika z regulaminowym wyprzedzeniem i… Podajesz uczniom zakres materiału. Podajesz, prawda? Ale nie w sposób – rozdziały od 5 do 12, strony od 3 do 333? Prawda?

U mnie w szkole podajemy obowiązkowo nacobezu. Kiedyś pisaliśmy je na tablicy, a uczniowie przepisywali lub drukowaliśmy i dawaliśmy do wklejenia. Odkąd mamy dziennik elektroniczny, nacobezu wpisujemy w opisie sprawdzianu. Bardzo to praktyczne, chwalę sobie.

No dobrze. Sprawdzian zapowiedziany, zakres materiału podany. Teraz układasz. Wielu z Was w ankiecie zadeklarowało, że układa swoje sprawdziany lub miksuje gotowe pytania ze swoimi. Ja najczęściej układam klasówki od zera. Tak, aby były dopasowane do moich uczniów, ich potrzeb, by były prawdziwym zwieńczeniem cyklu lekcji. Nie wymagam od dzieciaków tego, czego na lekcjach nie było. A jeśli już, to w pytaniu dodatkowym.

Takie szyte na miarę sprawdziany pozwalają sprawdzić nie tylko ucznia, ale też nauczyciela :). Na ułożenie sprawdzianu potrzebuję od 1 do 4 (nie przesadzam) godzin.

Sprawdź to!

Uff… Napisali. Niektórzy oddali szybciej, inni ostatnie zdania dopisywali po dzwonku. Prace zebrane, teraz pora na sprawdzenie!

Zwykle któryś ze szkolnych regulaminów mówi nam, ile mamy czasu na ocenę i oddanie prac. U mnie są to dwa tygodnie. Od jakieś czasu staram się jednak nie przeciągać… Najlepszym rozwiązaniem – podkreślam, że dla mnie – jest sprawdzenie prac od razu, tego samego dnia. W szkole. Tak, w szkole. Wolę zostać po lekcjach, posiedzieć nawet do 16:00 czy 17:00, ale nie ciągnąć roboty do domu. Bo jeśli już sprawdziany czy wypracowania tam się znajdą, to wiem, że poleżą dłużej niż powinny.

Tutaj przyznaję się do tego, że zabrałam na weekend do domu charakterystyki. W piątek po lekcjach nie mogłam zostać w szkole, by je sprawdzić, a wierzcie mi, wolałabym.

Poprawy i inne terminy

U mnie sprawdziany można poprawiać, ale… Przyznam, nie jestem w tym zbyt dobra w sprawdzaniu popraw i prac pisanych w innym terminie. Wiszą nade mną trzy takie klasówki. Leżą w szafce w szkole i czekają. Obiecuję sobie, że w poniedziałek doczekają się sprawdzenia!

Przekleństwo gotowców

Raz wykorzystany sprawdzian staje się u mnie podstawą do budowania kolejnego, dla następnej klasy, lub ląduje w szufladzie, tzn. na dysku.

Część z nas korzysta z tych samych sprawdzianów od lat lub z gotowych testów, przygotowanych przez autorów podręczników. W obu przypadkach możemy – i tutaj proszę się nie dziwić – spodziewać się tego, że uczniowie będą znali pytania i przygotują sobie odpowiedzi. No, niestety, Internet jest dostępny 24 godziny na dobę, a w nim skarby przeróżne na wędrowców czekają. I nie pytają czy wędrowiec uczciwy, czy też nie… Święte nauczycielskie oburzenie, że „Oni ściągają z Internetu! Oszukują! Znają pytania!” trochę mnie w świetle tego śmieszy. Skoro wiadomo, że ściągają, to zróbmy taki sprawdzian, którego oczy nie widziały i serwery nie przechowywały. I po kłopocie!

Proszę pani, czy to już wszystko?

Sama nie wiem, moi drodzy… 😉 Jeśli się z czymś nie zgadzacie lub, przeciwnie, coś tutaj jest zbieżne z Waszym sposobem myślenia, jeśli macie dodatkowe pytania, szczególne wątpliwości, chcecie podzielić się Waszymi doświadczeniami – piszcie w komentarzach, będę wdzięczna.

Gratuluję, przeczytaliście tekst do końca! Piątka :).

2 Replies to “Uczniowie nie lubią sprawdzianów. Ja też.”

  1. Wyczerpująco i z dystansem. Zgadzam się w zupełności. Mniej sprawdzianów… w końcu nie uczymy, by móc stawiać oceny w dzienniku, tylko żeby kształtować określone postawy badawcze, twórcze, czytelnicze i motywować do samodzielnego działania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *